Sicario (2015)

Sicario - 2015Oddział uzbrojony po zęby w milczeniu zmierza do celu. W tle muzyka Jóhanna Jóhannssona z wysuwającym się na pierwszy plan kontrabasem. Jednostka specjalna zdaje sobie sprawę, że zaraz będzie akcja. Muzyka nie przyspiesza, nie zwalnia, tylko trwa w swoim złowieszczym tonie. Ostatni raz takie „podniecenie” towarzyszące „dojeżdżaniu” do celu towarzyszyło mi, przy okazji seansu Aliens Jamesa Camerona. Reżyser Sicario Denis Villeneuve wykorzystuje ten manewr kilkakrotnie i za każdym razem idealnie wpasowuje się w emocje, jakie powinny towarzyszyć żołnierzowi, który nie spuszcza palca ze spustu…




Sicario to opowieść o „pierwszym dniu” na służbie. Nie dosłownie, ponieważ główna bohaterka – Kate (Emily Blunt) jest już doświadczonym agentem FBI. Wyważa drzwi od pierwszego dnia, jak mówi jej przełożony. Pracuje w sekcji do spraw zaginionych i porwań. Teraz, po akcji będącej jednocześnie sceną otwierającą seans, dostaje propozycję dołączenia do drużyny pod wodzą Matta (Josh Brolin). Kate dokonuje bowiem makabrycznego odkrycia. Kilkadziesiąt zmasakrowanych ofiar będących wynikiem narkotykowych wojen. Jednak to odkrycie jest w rzeczy samej dołem ścieku. Mogłaby oczywiście całe życie sprzątać ten syf u podnóża rynsztoku, ale teraz dostaje szansę – może zająć się sprawcami całego tego chlewu.

Sicario - 2015
To nowa faza i nowy etap dla widza i Kate. W pierwszej akcji, razem ze swoim partnerem doskonale wiedzą co się dzieje. To ich teren, ich przełożeni. „Pierwszy dzień” w nowej pracy to, w przypadku tego filmu, wrzucenie bohaterki w środek trwającej operacji. To tak, jakby gliniarz z dużym doświadczeniem został dołączony do zespołu z Zero Dark Thirthy (2012) Kathryn Bigelow. Nie ogarnąłby sytuacji, tak samo jak Kate. Ma obserwować, ma uczyć się. Tak jej mówią. Ale akcja zapieprza do przodu, bo TO czego ma się uczyć już się dzieje i nie będzie powtórki. Machina ruszyła i jest już tak rozpędzona, jak we wspomnianym Zero Dark Thirty. Zresztą cała instytucja państwa i urzędników nie wychylających się z Białego Domu działa tutaj podobnie. Tak z pewnością jest. Chodzi przecież o uprawnienia i środki przeznaczone na walkę z przestępczością. A te… są nieograniczone.

Sicario - 2015

To właśnie przeraża Kate. Oprócz tego, że jest maksymalnie pogubiona w tym co się dzieje, to przeraża ją cała specyfika pracy pozbawiona trzymania się protokołu. Uczyła się prawa, zdawała przecież egzaminy do FBI. Jednak to wszystko było przedszkolem – wypomina jej Villenevile. Tutaj jest front. Tutaj jest zbrodnia. Co tam łapanie jakichś frędzli na opychaniu kilku gietów w bramie. Czy nawet odzyskiwanie porwanego dzieciaka dla okupu. Zbrodnia jest tam, gdzie do głosu dochodzi długa broń i siła z użyciem wsparcia oddziałów wojskowych – nawet jeżeli w gruncie rzeczy chodzi o pieniądze.

Sicario - 2015
I jak byśmy nie współczuli Kate, to nie mogę się nie zgodzić z jej przełożonym, który spokojnie jej tłumaczy, że w przypadku takich spraw, granica prawa została przesunięta. Na bestie takiego pokroju stojące za zbrodniami karteli narkotykowych, efekt przynosi tylko wypuszczenie jeszcze większych bestii. Zasady są takie same… Uderz, złap, torturuj, przesłuchaj, uderz jeszcze mocniej. Kate się tego nie nauczy w trakcie seansu, ale z pewnością zrozumie. Zrozumieć brutalne reguły gry może jej pomóc Alejandro (Benicio Del Toro). Najemnik? Prawnik? Żołnierz? Do końca nie wiadomo. Krążą o nim legendy, a sama jego postać sieje popłoch w szeregach wroga. Alejandro to prawdziwy siewca wojny. Grana przez niego postać już dawno zapomniała co to znaczy słowo pokój i widz nie ma złudzeń, że ten człowiek stracił już wszystko na czym mu zależało i z pewnością nie umrze z przyczyn naturalnych.

Villeneuve 80% klimatu grozy osiągnął dzięki muzyce. To nie są melodie, które przyzwyczailiśmy się słyszeć w trakcie filmowych akcji specjalnych. Taka muzyka przeważnie towarzyszy scenom, gdy zwyrol zbliża się z ociekającą krwią maczetą do przywiązanej do drzewa ofiary… Tutaj taka muzyka zdała egzamin na piątkę. W tym przypadku ścieżka dźwiękowa nie musi być różnorodna. Powtarzające się przeciągłe dźwięki instrumentów smyczkowych budują poczucie zagrożenia w praktycznie każdej scenie.

Sicario - 2015
Siłą takiego filmu powinni być zdeterminowani bohaterowie. Czarny charakter jest mało istotny, to znaczy -nie ma sensu się na nim skupiać i reżyser pojął to już przy okazji poprzednich filmów. Ważne jest zło i jego efekty. Porozwieszane ciała, poodrąbywane członki itd. Zdeterminowany bohater i zaciśnięta twarz uświadamia widza, że ci ludzie nie odpuszczą. Zarówno po jednej, jak i drugiej stronie barykady. Obie strony mają podobne środki perswazji i obie są diablo brutalne w ich egzekwowaniu. Dlatego nie można tu napisać o jasnej stronie mocy. Po prostu jedna z ciemnych stron próbuje wprowadzić trochę światła na naszą planetą. Nawet jeżeli ma iść po trupach do celu.

Sicario - 2015
Denis Villeneuve sukcesywnie podnosi sobie poprzeczkę jako twórca. I nie piszę tu o ciężarze opowieści, bo w tym spektrum zawsze kreował świat pozbawiony złudzeń otoczony smutkiem i żalem za wszystkie grzechy świata. Villeneuve kręci coraz to bardziej wymagające realizacyjnie filmy. Od kameralnej Politechniki (2009), przez skromne Pogorzelisko (2010), po Prisoners (2013) ze świetnymi kreacjami dwóch „topowych” hollywoodzkich aktorów. Sicario to już produkcja angażująca większe nakłady ludzkie i przede wszystkim bardziej wymagająca dla budżetu. Rozległe przestrzenie, kolumny aut przejeżdżających przez dzielnice grozy uchwycone z lotu ptaka i sceny strzelanin, jak z dobrego akcyjniaka. Villeneuve się rozwija, bez dwóch zdań. Sicario ma oczywiście minusy.

Sicario - 2015

Wpisana jako tło historia skorumpowanego policjanta, zamiast wzruszyć stanowi tylko wypełniacz i po seansie odczytałem ją raczej jako tani chwyt, niż szczerą potrzebę pokazania dramatów niewinnych rodzin. Jednak z drugiej strony, gdyby twórca nie wplótł czegoś (czegokolwiek) – jak wspomnianego tła, moglibyśmy zachłysnąć się kolejnym przejazdem zbrojnej kolumny. Summa summarum to bardzo dobre kino, z prostą historią, ale opowiedzianą w sugestywny i mroczny sposób. Ten styl opowiadania, gdzie masz ochotę siąść i napić się wódki, gdzie świat jest zły, a każda oznaka dobra jest petowana, to właśnie styl Villeneuve’a. Coraz bardziej rozpoznawalny styl. Za to wielki plus. Niech nie schodzi z tej drogi i stanie się jednym z „charakterystycznych” twórców.

8/10 - bardzo dobry
 

Czas trwania: 121 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Denis Villeneuve
Scenariusz: Taylor Sheridan
Obsada: Emily Blunt, Josh Brolin, Benicio Del Toro, Jon Bernthal
Zdjęcia: Roger Deakins
Muzyka: Jóhann Jóhannsson