Książę Syntezatora – część 1

Fangoria - luty 2015Filmowiec i kompozytor muzyki elektronicznej John Carpenter opowiada o swoim nowym albumie i klasycznych soundtrackach. 


Rozmawia redaktor naczelny Fangorii – Chris Alexander. Wywiad ukazał się w lutowym wydaniu magazynu Fangoria.

W annałach horroru jedyną rzeczą ważniejszą niż filmografia Johna Carpentera jest muzyka Johna Carpentera. Jest on rzecz jasna jednym z najbardziej słusznie wielbionych współczesnych mistrzów tego gatunku, stylistą i fetyszystą, który wcześnie zdobył status znanej osobistości, zdobywając kultową złą sławę wariackim, zakręconym filmem science fiction Dark Star z 1974 r.

Jednak bawiąc się jednocześnie amatorsko w telewizji, kręcąc między innymi w 1979 r. słynną biografię filmową Elvis (gdzie po raz pierwszy pracował z młodym Kurtem Russellem), Carpenter wyreżyserował dwa filmy fabularne, które mocno ugruntowały go na mrocznej ścieżce, na której pozostał: Assault on Precinct 13 w 1976 roku i miażdżący dreszczowiec Halloween w 1987 r.

W tych dwóch filmach Carpenter nie tylko zdefiniował parametry tego, co można zrobić z rozrywką spod znaku kina niezależnego dobrej jakości, a także nałożył na ich obrazy warstwy swojej własnej muzyki granej na syntezatorze. Rzeźbił dźwięki, które wśliznęły się w psychikę widzów, używając powtórzeń, dziwnych odgłosów, elektrycznych gitar, prostej melodii i elektronicznych plusków do stworzenia bezlitosnych dźwiękowych krajobrazów słuchowego napięcia i grozy.

Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku Carpenter nadal rozwijał zarówno swoją sztukę tworzenia opowieści jak i muzykę, tę drugą często z pomocą swego stałego współpracownika Alana Howartha. Jego charakterystyczny dźwięk był często naśladowany, a jednak nikt nie potrafił odtworzyć istoty tego dźwięku – jego prostoty, powściągliwości, a często humoru.

Ponieważ twórczość Carpentera w ciągu ostatniej dekady jest skąpa (jego najnowszym filmem fabularnym był The Ward z 2010 roku, a ostatnio skomponowana muzyką powstała do filmu z 2001 r. Ghosts of Mars), jego ostatni projekt jest powodem do wielkiego świętowania. W lutym tego roku wytwórnia Sacred Bones Records wypuściła pierwszy solowy album Carpentera, Lost Themes, kolekcję oryginalnych utworów muzycznych nienapisanych do żadnej filmowej produkcji. Na albumie wydanym na płycie CD i winylu mieści się dziewięć ścieżek pulsujących elektronicznych rytmów – wyprodukowanych do spółki z synem, kompozytorem Codym Carpenterem, oraz chrześniakiem, kompozytorem Danielem Daviesem – które brzmią niczym tematy z klasycznych filmów Carpentera, choć unowocześnione bardziej muskularnym, współczesnym tonem dźwięku.

Wobec pojawienia się tej pełnej życia płyty FANGORIA wykorzystała okazję aby gościć niezrównanego Carpentera raz jeszcze na naszych łamach, w wywiadzie na wyłączność, podczas którego rozmawiamy nie tylko o Lost Themes, ale o wszystkich jego niesamowitych soundtrackach. Posłuchajcie…

FANGORIA: Jakiego rodzaju muzyki słuchał pan jako młody człowiek?
JOHN CARPENTER: Cóż, mój ojciec był profesorem muzyki, zrobił doktorat z muzyki w Eastman School w Rochester. Był skrzypkiem wirtuozem, tak więc wyrosłem słuchając muzyki klasycznej – i kiedy miałem gdzieś tak, och, może 8 lat, mój ojciec podjął decyzję, że już czas, żebym uczył się gry na skrzypcach. To był błąd, ponieważ nie miałem talentu, i zmagałem się z tym całymi latami. Ostatecznie nauczyłem się jakoś na nich grać, ale nie chciałem. Byłem celem zaczepek w szkole, taszcząc wszędzie jak głupi ten swój futerał ze skrzypcami, ale potem przeszedłem do instrumentów klawiszowych, a następnie przerzuciłem się na gitarę, i tak dalej. Jako dziecko byłem przesiąknięty muzyką. Dorastałem słuchając jej a jednocześnie oglądałem filmy i słuchałem muzyki do filmów, i wypaliły one dziurę w mojej pamięci. To był czas świetności rock’n’rolla – The Beatles, The Rolling Stones, cała ta epoka.
FANG: Czy uważa pan, że istnieje związek między robieniem dobrych filmów i rozumieniem koncepcji muzycznych?
CARPENTER: Tak. Istnieje rytm robienia filmów i filmu, I bardzo się on różni od muzyki – a jednak może on być wzmocniony poprzez muzykę. Muzyka filmowa może zagarniać obrazy i przenosić je gdzieś indziej. Muzyka jest absolutnie najczystszą formą sztuki, ale filmy też gdzieś tam są.
FANG: Dorósł pan w czasach, kiedy nadeszła fala muzyki bardziej uderzającej do głowy: Emerson, Lake & Palmer, Gentle Giant, Pink Floyd. Czy był pan wówczas fanem którejś z tych grup?
CARPENTER: Interesowałem się Brytyjską Inwazją, The Byrds, The Doors, muzyką lat sześćdziesiątych, i słuchałem nowej muzyki cały czas, aż do lat osiemdziesiątych. Wtedy pojawił się rap. Po prostu nie mogłem tego przyswoić i dałem sobie spokój.

"Dark Star", "Assault on Precint 13", "Halloween"
FANG: Czy to od Dark Star zacząłeś eksplorować syntezatory, czy bawiłeś się z nimi cały czas?
CARPENTER: To była moja pierwsza muzyka z użyciem syntezatora. Nie pamiętam, jaki to był rodzaj syntezatora, ale to było coś w rodzaju pianina. Był mały, i wkładało się do niego kołki, żeby zmieniać dźwięk. Mój Boże, ależ był prymitywny; ale wycisnąłem z niego tę muzykę. Wtedy to było zdumiewające, ponieważ naprawdę nigdy przedtem nie miałem do czynienia z niczym, co przypominało takie dźwięki, ale teraz spoglądam wstecz i myślę: „Co ja wyprawiałem?”
FANG: A zatem czy to był przypadek, że został pan facetem od syntezatorów?
CARPENTER: Tak, zacząłem słuchać muzyki syntezatorowej jeszcze w latach sześćdziesiątych w różnych postaciach, i zdałem sobie sprawę, że mogę sprawić, że pewne rzeczy brzmią potężnie, podczas gdy naprawdę wszystko co mam, to klawiatura fortepianu. Można na tym budować i tworzyć brzmienie bogatsze niż to, czym się naprawdę dysponuje. Bawiłem się w robienie muzyki do filmów studenckich, ponieważ nikt nie miał pieniędzy na muzykę. Zatem zrobiłem kilka takich ścieżek dźwiękowych i zacząłem pracować nad moimi własnymi filmami. Byłem tani i szybki, i nadal nie mieliśmy pieniędzy, żeby zapłacić na prawdziwą muzykę filmową, no i tak się w to wciągnąłem.

FANG: Claudio Simonetti powiedział mi, że spotkał pana ostatnio i że podszedł pan do niego i powiedział coś, z czego wynikało, że – sparafrazuję – miał na pana głęboki wpływ. Czy to prawda?
CARPENTER: Och, ogromny. Suspiria była niewiarygodna, a soundtrack był niesamowity. Kocham jego muzykę.
FANG: Zatem Suspiria to był pierwszy raz, kiedy doświadczył pan brzmienia włoskiego horroru?
CARPENTER: No nie; to był Deep Red, i widziałem przedtem inne filmy Dario Argento. Ale muzyka do Suspirii tak zapadała w pamięć, z powodu jej dźwięków i struktur, i słuchałem jej od tamtej pory.

John Carpenter i syn (po prawej) razem z Danielem Daviesem podczas nagrywania Lost Themes
FANG: W Suspirii, muzyka czasem zagłusza dialog. Ma więcej charakteru niż jakikolwiek z faktycznych postaci! Czy kiedykolwiek stosował pan taką filozofię do swoich filmów – tworzenie najpierw muzyki a następnie postaci?
CARPENTER: Nie wiem czy robiłem to tak, jak oni. Zawsze chodziło o służenie obrazowi i wspieranie obrazu, ponieważ on pojawiał się pierwszy.
FANG: Nigdy nie było tak, że wpadł pan w pewnym punkcie na jakiś riff a potem na bazie tego dźwięku zbudował jakiś pomysł?
CARPENTER: Nie, to zawsze było na odwrót.
FANG: Powiedział pan, że zaczął pan zwracać uwagę na muzykę filmową jako młody człowiek; większość ludzi z pana pokolenia mówi, że muzyka z King Konga Maxa Steinera lub coś w tym rodzaju to było kluczowe odkrycie. Czy pamięta pan, jaka była pierwsza ścieżka dźwiękowa, która naprawdę wywarła na panu wrażenie?
CARPENTER: To była Forbidden Planet – muzyka elektroniczna. Brzmiała niewiarygodnie i nieziemsko. Mój Boże, ależ była imponująca – ale także niektóre ścieżki dźwiękowe z nisko budżetowych horrorów i filmów science fiction robionych przez Paula Dunlapa i Geralda Frieda, a szczególnie przez Jamesa Bernarta dla Hammer Films – niewiarygodne! Nic nie brzmiało tak, jak to. Ale potem pojawiły się hollywoodzkie filmy głównego nurtu, które mnie poruszyły. Muzyka Bernarda Hermanna do filmów Hitchcocka i produkcje Dimitri Tiomkina naprawdę wywarły na mnie wrażenie.
FANG: Kiedy zaczął pan tworzyć muzykę do swoich filmów, czy był pan świadomy znajdowania swojego dźwięku? Kiedy po raz pierwszy zdał pan sobie sprawę, że istnieje z góry przyjęte oczekiwanie dotyczące stylu pana muzyki?

"The Fog", "Escape from L.A.", "They Live"
CARPENTER: Nigdy o tym nie myślałem. Po prostu robiłem to co potrafiłem robić. Dużo z tego pełniło po prostu funkcję użytkową, i we wczesnych latach, ścieżki dźwiękowe do Dark Star, Assault on Precinct 13, Halloween i The Fog były wszystkie robione bez obrazu. Wszystkie były po prostu nagrywane, a potem wstawiane w film w różnych miejscach. Robienie muzyki do filmów naprawdę zaczęło się w latach pracy z Alanem Howarthem; to były Escape from L.A. i They Live, a potem pracowałem z różnymi ludźmi I przerzuciłem się na bluesa I rockandrollowe gitary.
FANG: Kiedy narodził się wasz zespół The Coupe De Villes (w którego skład wchodził Carpenter oraz reżyserzy Tommy Lee Wallace i Nick Castle, ten drugi także wystąpił jako The Shape w Halloween)?
CARPENTER: Miał swój początek w szkole filmowej pod koniec lat sześćdziesiątych. Było to po prostu trzech ludzi, którzy zostali reżyserami filmowymi, z gitarami akustycznymi, tworzących wspólne brzmienia i śpiewających piosenki, które pisaliśmy. To wszystko, czym byli. No i wstawiłem ich w Halloween: zrobiliśmy taki mały rockandrollowy kawałek i wstawiłem go tam. Więcej w tym reklamy niż prawdy.

FANG: OK., ale grał pan trochę na żywo…
CARPENTER: Tak, graliśmy na przyjęciach z okazji zakończenia zdjęć.
FANG: Zatem czy teraz zespół już nie istnieje, czy tylko odpoczywa?
CARPENTER: Nie, nie. The Coupe De Villes nadal istnieją. Spędziliśmy jakiś czas razem na konwencie w Orlando; to była świetna zabawa.
FANG: Wspomniał pan Howartha; robi przedstawienia z podpisywaniem autografów i prezentuje na żywo próbki swojej muzyki z pomocą laptopa. Pan nigdy nie wykonywał swojej muzyki elektronicznej na żywo, prawda?
CARPENTER: Nie, nigdy. Mój syn, chrześniak I ja chętnie wystąpilibyśmy na żywo, ale musielibyście zapłacić nam milion dolarów [śmiech].
FANG: Miał pan jakieś oferty albo poważne rozmowy?
CARPENTER: Nie, jeszcze nie.

John Carpenter's - "Lost Themes"
FANG: OK, porozmawiajmy o albumie. Wspomniał pan swojego syna i chrześniaka, których pomysłem były Lost Themes, czy też to się po prostu stało w naturalny sposób?
CARPENTER: Oto jak to się stało. To było kilka lat temu; mój syn przyjechał, siedzieliśmy razem, graliśmy w grę wideo a potem zeszliśmy na dół do mojego zestawu Logic Pro na komputerze z dużą ilością wtyczek syntezatorowych. Mamy orkiestrę, mamy dużo dźwięków z syntezatora, prawdziwych, sfabrykowanych – wszelkiego rodzaju. Zaczęliśmy po prostu bawić się, improwizować. Szliśmy pograć w grę, wracaliśmy do muzyki, w tę i z powrotem. Tak działo się przez kilka tygodni i w ten sposób powoli zaczęliśmy tworzyć album Lost Themes.
Mój syn opisał go jako sampler soundtracków. Mieliśmy różne małe kawałki soundtracków, których nigdy nie zrobiłem I których on nigdy nie zrobił, i pracowaliśmy razem nad nimi i rozbudowaliśmy je. To było jakieś dwa albo trzy lata temu, a potem mój syn wyjechał do Japonii uczyć angielskiego, a ja dostałem nowego muzycznego prawnika. Zapytał: „Masz coś?” Więc wysłałem to, a wkrótce potem Sacred Bones dało znać, że chcą to wydać – ku mojemu zaskoczeniu ale i radości. No i tak to się stało.
FANG: Mając syna w Japonii, czy wymieniał się pan plikami, tworząc ten materiał?
CARPENTER: O tak – to druga część tego wszystkiego. Sacred Bones stwierdzili: “Potrzebujemy więcej muzyki. Chcielibyśmy, żebyście zrobili materiał, który składa się ze zwrotek i refrenów, więc weźmiemy ludzi do samplingu i miksowania”, a ja powiedziałem OK. Pracował nad tym mój chrześniak: to jest rodzinny interes. Daniel Davies – wychowaliśmy go. Jest wirtuozem gitary, jak jego tata, Dave Davies z The Kinks, i zna się na Logic Pro, tak więc on był inżynierem dźwięku a Cody wysyłał kawałki z Japonii prosto do nas za pomocą file-share. Składałem je i grałem razem z nim. To nie była wypracowana ścieżka; to wszystko miało luźną formę. Na jego materiale były szumy, zatem musieliśmy je tuszować; ale w końcu złożyliśmy album i wkrótce będziecie go mieli w rękach.
FANG: Wybór Vortexu jako promującego singla był mądrym posunięciem, ponieważ brzmi prawie jak próbka soundtracku – w rodzaju największych hitów kilku pana najmocniejszych brzmień ściśniętych w pięciu minutach. To połączenie było zamierzone?
CARPENTER: Nie to nie było ułożone w ten sposób. Daniel i ja usiedliśmy i po prostu trochę improwizowaliśmy na ten temat, i tak to wyszło. Grałem taki mały riff klawiszowy, było to coś dramatycznego – w stylu Escape from New York – i tak to złożyliśmy. W założeniu miały tam być zwrotki i refreny.
FANG: W pańskiej muzyce jest też zawsze rytm na 4/4. Czy uważał pan swoją pracę pod pewnymi względami, za zapowiedź elektronicznej muzyki industrialnej lub techno?
CARPENTER: Zapewne tak. Ale wiele współczesnych rzeczy wyszło z muzyki do tańca. Ona miała sprawić, żeby ruszyć tyłek i zacząć tańczyć, wziąć jakieś dragi i dobrze się bawić., Kiedy zaczęła ukazywać się muzyka taneczna, to było mi naprawdę bardzo bliskie. Pomyślałem: “To wspaniałe; ludzie znów tańczą.” Nie wiem jak z braniem narkotyków, ale tańczenie jest wspaniałe, i kocham techno – jest takie zabawne.
FANG: Obsidian
CARPENTER: Tak, Obsidian to moja ulubiona ścieżka na tym albumie. Pozostała zasadniczo nietknięta od czasu, kiedy mój syn I ja zrobiliśmy ją dwa lata temu. Po prostu uwielbiam niektóre tematy, które tutaj są.
FANG: Bardzo fajną sprawą we wszystkich tych ścieżkach jest to, że każdy z nich sam w sobie jest jak film. Wszystkie są różne, nie jest to tylko stick with one vibe.
CARPENTER: Zgadza się. To było celowe. Szliśmy od jednego do drugiego, i czasem robiliśmy jeden i mówiliśmy: „To działa do pewnego punktu; skróćmy to a potem przejdźmy do następnego”.
FANG: Wracając do tego tempa na 4/4 – nuta basowa Johna Carpentera, nieco high hat, dźwięk techno. Ten dźwięk jest żywy w Fallen. Zgodziłby się pan z tym?
CARPENTER: Tak, I Fallen jest kolejnym kawałkiem, który od frontu posiada szkic od Codyego na początku, a potem Daniel I ja dołożyliśmy coś z tyłu.
FANG: Rodzinna firma! Czy praca z dziećmi przy robieniu tego to była przyjemność?
CARPENTER: Absolutna przyjemność, wspaniała zabawa. Najwspanialsza!

FANG: Domain
CARPENTER: To znowu mój syn i ja.
FANG: Mystery: Jest w tym aura, która przypomina Tangerine Dream z okresu lat osiemdziesiątych. Jest pan ich fanem?
CARPENTER: Uwielbiam Tangerine Dream, żartuje pan sobie ze mnie? Muzyka do Sorcerer była jedną z moich pierwszych inspiracji; nigdy nie miałem jej dość. O mój Boże, te filmy, które także robili – niedocenione, nieoglądane filmy.
FANG: Wpływ klasyki, o którym wspomniał pan wcześniej, jako część procesu kształtowania się pana osobowości, zdecydowanie daje się słyszeć w Abbys.
CARPENTER: Tak, i to jest mój syn; on to wnosi. On wnosi ten wspaniały rytm.
FANG: Zapewnił mu pan formalne wykształcenie?
CARPENTER: Uczył się muzyki, kiedy był w szkole średniej, i był wirtuozem; chłonął ją. Potrafi grać na wielu instrumentach; świetnie sobie radzi na klawiszach, bębnach i gitarach. Jest niezwykły.
FANG: Co może pan nam powiedzieć o Purgatory?
CARPENTER: Otwierający utwór, naprawdę piękny, był to szkic, który Cody przysłał z Japonii. Dodaliśmy do tego akompaniament, i Daniel i ja dodaliśmy coś na końcu.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

CZĘŚĆ DRUGA