Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1 (2014)

Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1 - The Hunger Games: Mockingjay Part 1 - 2014

Igrzyska śmierci, jako ekranizacja powieści, miały w tym roku z pewnością trudniej w swoich zmaganiach na poletku filmów o młodych gniewnych rzuconych na arenę, gdzie system totalitarny zmaga się z rebelią. Naznaczona, Więzień Labiryntu, Giver, wszystkie zrobione podług jednego schematu. Postacią wiążącą jest zawsze ktoś w rodzaju wybrańca. Ktoś kto odsłania wstydliwe i okrutne oblicze tyranii przed uciśnionym ludem. Filmy te, będąc daleką alegorią do buntu na linii dziecko – rodzic, sprawdzają się idealnie w kinie. To właśnie tutaj nastolatek przez dwie godziny może poczuć się jak ten, który rzuca kamieniami w siłę wyższą, która tak krępuje mu ruchy. Skala w filmowych opowieściach jest oczywiście niezaprzeczalnie większa, jednak podłoże, zawsze to samo… Złość.



Twórcy Igrzysk Śmierci podzielili ostatnią część na dwa rozdziały. Ani to trafiony, ani chybiony zabieg. Dla ortodoksyjnych fanów jest to decyzja na plus. Za rok będą mogli raz jeszcze spotkać się ze wszystkimi postaciami. Dla mnie był to gwóźdź do trumny. Po takim Kosogłosie, w ogóle nie jestem zainteresowany finałem tej historii. W najnowszej części, która jest niejako przerwą w bokserskiej rundzie, obserwujemy obie strony konfliktu próbujące na polu medialnym zaszkodzić oponentowi. Jennifer Lawrence grająca tu oczywiście główną bohaterkę, Katniss Everdeen, jest od początku przedstawiona jako ta, która musi zebrać się w sobie i stanąć na nowo do walki z prezydentem Snowem (Donald Sutherland). Jako że jest już przygaszona i zmęczona walką, którą stoczyła na igrzyskach śmierci, trzeba w niej wzniecić ogień. Ogień zaś powinien przeobrazić się w pożar, wojenną zawieruchę, w końcu w ogromną siłę zdolną obalić rządy znienawidzonego starca.

Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1 - The Hunger Games: Mockingjay Part 1 - 2014
Kosogłos część pierwsza wygląda jak jeden z odcinków długiej telewizyjnej serii. Odcinek, o którym zwykle się mówi „nic się nie działo w tym tygodniu, siedzieli i gadali. Lepiej obejrzeć od razu następny”. No tak, ale 125 milionów? Gdzie to poszło? W obozie rebeliantów powinno wrzeć. Dobry pomysł scenarzystów na coś co miało być grą wywiadów i zmaganiami specjalistów od marketingu wojennego nie wyszedł dalej niż zamysł. Phillip Seymur Hoffman jako wielka mądra głowa od wizerunku, Julianne Moore jako prezydent rebelii, Woody Harrelson jako guru igrzysk, którego więcej nie było niż był (miałem wrażenie, że wchodził w kadr, bo było mu po drodze na plan zdjęciowy innego filmu). Zmęczona Katniss powinna według dowództwa pałać gniewem i nienawiścią, by w medialnym przekazie wzniecić bunt w kolejnych dystryktach. Ma chyba dosyć cierpienia i wojny, ponieważ w sferze stricte reklamowej nie okazuje się być dobrym materiałem do wojennego zagrzewania. Na tym opiera się cała fabuła filmu, na zmianach jakie zachodzą w głównej bohaterce i na próbie przypomnienia jej jakim złem jest system stworzony przez Snowa. Żeby przekaz był autentyczny i poruszający, Katniss musi otworzyć blizny, poczuć krew, a przede wszystkim cierpienie narodu. Całe dwie godziny oglądamy podchody i facjatę Lawrence na której to (mamy w to uwierzyć) dokonuje się rewolucja. Lubię nudne filmy. Tutaj jednak nuda osiągnęła inny poziom. Nie prowadziła o niczego. Twórca próbował umieścić akcję rozpostartą pomiędzy dwoma biegunami, czyli wizerunkami Kosogłosa. Przy pierwszej próbie nakręcenia materiału reklamowego widzimy Lawrence, której de facto nic nie wychodzi. Specjalista od PR „nie czuje” tego, zgadzamy się z tym. Rzeczywiście, ciężko byłoby porwać tłum po takiej przemowie. Jednak gdy rany zostają posypane solą i Lawrence nagrywa kolejne przemówienie, to mam uwierzyć, że jest lepiej? Tutaj jest właśnie największy problem filmu. Główna aktorka, którą bardzo lubię za American Hustle, Silver Linings Playbook, a przede wszystkim Winter’s Bone, tutaj wyszła mdło i kompletnie nieprzekonująco. Być może to mój problem z adaptacjami literatury młodzieżowej, do których już na starcie podchodzę najeżony. Poprzednie części uznam za niezłe. Jednak w kolejnej, gdy odrzucono główną atrakcję, czyli tytułowe igrzyska, ciężar przeszedł na Lawrence i jej kreację. Przypomnijcie sobie ile było pasji w przemowie Mela Gibsona w roli Williama Wallace i skonfrontujcie to z Jeniffer Lawrence. Daleko idące porównanie? Nie sądzę.

Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1 - The Hunger Games: Mockingjay Part 1 - 2014

Wallace miał porwać armię, Kosogłos całą planetę. Im dłużej piszę tym bardziej nakręcam się na zdjęcie kolejnej gwiazdki z mojej oceny. Czas więc kończyć. Dzięki ci, dystrybutorze, za wersję bez dubbingu! Krótko po seansie miałem jednak postanowienie, by chodzić tylko na seansy z filmami z kategorii Restricted. Tu nie chodzi tylko o widoczną przemoc, ale o samą tematykę i wizerunek ekranowych postaci. Nie mam tego za złe aktorom i reżyserowi, ale producentom. Być może Lawrence miała inny pomysł na postać. Być może chciała pluć, gryźć i wyglądać mniej apetycznie, ale bardziej przekonująco. No tak, ale jak ma się tyle dzieciaków na sali, to jakże to tak? Pokazać kochanego Kosogłosa z pianą na pysku? Czytałem kilka zachwalających recenzji opisujących w głównej mierze film jako świetnie pokazane narodziny rewolucji. Gdzie? Nie tak widzę narodziny rewolucji. Zaczątek rewolucji to drapanie po ścianach, chodzenie w kółko po pokoju, kopanie w ścianę, w końcu wyważenie drzwi i wybiegnięcie z rykiem na zewnątrz. Aktor Iko Uwais jako Rama, w filmie Raid 2 naparzający w surowy beton gołymi pięściami w więziennej celi, to są narodziny rewolucji. A tutaj wyszedł obraz mdły, bez wyrazu, nudny. A ostatnia akcja wyglądała jakby zabrakło drobnych na wykończenie… Nie polecam.

3/10 - słaby

Czas trwania: 123 min
Gatunek: Przygodowy, Sci-Fi
Reżyseria: Francis Lawrence
Scenariusz: Peter Craig, Danny Strong, Suzanne Collins (powieść)
Obsada: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Woody Harrelson, Donald Sutherland, Philip Seymour Hoffman, Julianne Moore, Elizabeth Banks, Mahershala Ali, Stanley Tucci
Zdjęcia: Jo Willems
Muzyka: James Newton Howard