Wilk z Wall Street (2013)

The Wolf of Wall Street - Wilk z Wall Street - 2013What a wonderful life
This life I’m livin’

 

Tymi słowami zaczyna się jedna z piosenek Elvisa Presleya, i tymi samymi słowami powinno być podpisane życie Jordana Belforta. „Amerykański sen” słyszeliśmy już w setkach filmów. „Od pucybuta do milionera” to kolejny slogan o rzekomych możliwości wielkiego kraju za oceanem.. No dobra, Jordan nie był ani pucybutem, ani też nie miewał snów o byciu milionerem. On po prostu doskonale się odnalazł w tym świecie ułudy. Ekranizację jego biografii przedstawia nam Martin Scorsese, mistrz narracji i story-tellingu. Jeden z moich ulubionych reżyserów, którego kilka filmów na stałe zajęło miejsce w moim TOP10.
 
Czy Wilk z Wall Street stanie się moim kolejnym ulubionym? Zdecydowanie nie. Czy Wilk z Wall Street to kolejny dobry film Martina Scorsese? Zdecydowanie tak. Napiszę więcej. To zdecydowanie bardzo dobry film. Całe trzy godziny seansu pokazują nam szybką wspinaczkę po drabinie, zabawę na górze i twardy upadek na dół. Przypomina się coś? Owszem, Chłopcy z Ferajny i Kasyno nawiązujące do innych życiorysów, są przedstawione widzowi w bardzo podobnej formie i stylistyce. Razem z Wilkiem… stanowią swoistą trylogię z jednym wspólnym mianownikiem. Jest nim główny bohater, zawsze ambitny, zawsze czerpiący z życia pełnymi garściami i zawsze dochodzący do szczytu, na którym nie jest mu dane doczekać spokojnej starości.

Bohater koniec końców zawsze dostaje obuchem w głowę. Szczęście kryminalisty u Scorsese nigdy nie trwa wiecznie. Amerykański wymiar sprawiedliwości wygrywa po raz kolejny. Można oczywiście powiedzieć, że co się pobawił to jego…

The Wolf of Wall Street - Wilk z Wall Street - 2013
Zaczął skromnie, choć już na początku było widać, że jak gąbka nasiąka klimatem drapieżnego Wall Street. Dlaczego człowiekowi pokroju Belforta udaje się przebić przez szeregi tysięcy „Befortów”? Gdzie każdy odziany w nienaganny garnitur, posiłkując się wiedzą ekonomiczną zdobytą na studiach, walczy z równą zawziętością o swoje? To musi siedzieć głęboko w człowieku. To właśnie zawsze siedziało w Jordanie. Tu nie chodzi wcale o wiedzę, styl, szyk. Tu chodzi o to, że Belfort był zajebistym sprzedawcą. Był pewnym siebie, wciskającym kit ludziom. Na czym można się dzisiaj najbardziej dorobić? Na handlu. Kupujesz, sprzedajesz. Podaż i popyt. Tylko ci obeznani w tajnikach handlu, pewni siebie, dochodzą do największych pieniędzy.

 

Belfort na początku wydawał się skryty i niepewny. Nic bardziej mylnego. To jest ten typ ludzi, który po prostu gra, czekając na dogodny dla siebie moment. Zarabiając na początku grosze (jak na możliwości maklera), obserwował otoczenie. Dopiero spotkanie z „mentorem” Markiem Hanną (Matthew McConaughey) uwolniło w nim po troszę lwa. To Mark pokazał w scenie w restauracji sprzedawcę – świra. Owszem był trochę obląkany, oderwany od rzeczywistości, Jednak w tym co robił był najlepszy. To ten typ, który jako nastolatek, nie wstydzi się przy ludziach poprosić o „świerszczyka” w sklepie.

The Wolf of Wall Street - Wilk z Wall Street - 2013
W zasadzie od tego spotkania, późniejszego krachu na giełdzie i rozpoczęcia kariery od „czystej karty” nic już się w filmie nie zmienia. Mamy szereg imprezowych kadrów z ważnymi lub całkowicie nieistotnymi dla życia Belforta zdarzeniami.

Styl narracji, tak jak napisałem wcześniej, jest nam już doskonale znany. Do dzisiaj pamiętam głos Raya Liotty opowiadający o kolejnych przekrętach u chłopaków z ferajny. Tu jest podobnie. Niechlujna barwa Liotty została zamieniona na czysty tembr Di Caprio. Mafia bawiła się jednak trochę inaczej. Czasem wykwintne restauracje, czasem speluny, zawsze z bronią pod marynarką. W Wilku, jest więcej kobiet, więcej narkotyków, więcej pieniędzy, więcej światła, nie ma broni…  Jednak poranki są zawsze takie same…

Nie ma wątpliwości co do tego, że Belfort bawił się wyśmienicie. Byłbym hipokrytą, gdyby napisał, że niechętnie widziałbym się na jednej z imprez organizowanych przez Belforta. No może nie teraz, jako stateczny mąż i ojciec. Ale kiedyś? 🙂

Wilk z Wall Street dostarczył mi wiele scen, które polubiłem i chętnie je sobie przypomnę. To wciąż będą jednak sceny, które można by z powodzeniem wstawić do serii Kac w Vegas. Owszem, potrafię docenić grę wygiętego po prochach Di Caprio, który próbuje się dostać do samochodu i jedynym sposobem, który mu przychodzi do głowy jest naśladowanie ruchu węża. Był w tym autentyczny i naturalny. Jednak nie mogę się pozbyć natrętnej myśli, że większość momentów „po ścieżce” byłaby do ogarnięcia dla większości aktorów. Co innego już ostatnie sceny. Siedzący nad brzegiem basenu Belfort, żałujący(?) trochę końca swojego lubieżnego życia, pokazał klasę, o której skądinąd nie trzeba mnie zapewniać. Ja zawsze będę go stawiał na aktorskim piedestale. Tak samo jak za sceny w przemowach motywacyjnych. To było COŚ, to właśnie był pazur.

The Wolf of Wall Street - Wilk z Wall Street - 2013
W odróżnieniu od ciągle przytaczanych Chłopców z Ferajny, Wilk oglądało się trochę inaczej, koncentrując się na kolejnych „segmentach” tej opowieści. Tutaj mam mały zarzut, bo większość scen z filmu mogłaby być wymieszana, podana w innej kolejności i smakowałoby to wciąż nieźle. W Chłopakach… , będących dla mnie arcydziełem w swoim gatunku, dostaliśmy opowieść gigantyczną w swojej spójności. Tutaj trochę mi tego brakowało. Nawet agent FBI, który mógł zebrać trochę scenariusz do kupy, nie pomógł. Był tylko przecinkiem, ważnym jak w każdym zdaniu, jednak tylko przecinkiem.

Oceniam go na trochę naciągane 8, właśnie za to, że Scorsese z jednej strony opowiada historię od punktu A do B, pośrodku mieszając mi trochę w głowie natłokiem gagów. Scorsese pozostaje jednak wciąż sobą, tworząc bardzo bogaty świat. Robi to jak zwykle znakomicie. Pokazując jego wyższość nad innymi reżyserami, wystarczy dać za przykład scenę, w której Belfort wchodzi do nowego miejsca pracy. Gdy rzuca jedno krótkie spojrzenie na całe pomieszczenie. To pomieszczenie ŻYJE jak u żadnego innego reżysera nie byłoby w stanie. Z kilku sekund jesteśmy w stanie wyciągnąć kilkanaście rzeczy, niby nieważnych, jednak cieszących oko. Tak wypełnić kadr potrafi tylko reżyser formatu Martina Scorsese.

Oczywiście polecam. Jako nieco wulgarną, szowinistyczną, narkotyczną podróż. Od zapachu pieniędzy, przez przepych i dławienie się banknotami, po upadek i, co ciekawe, niezgorszą teraźniejszość. Bez kawioru, jednak wciąż ze smaczną szynką 🙂

8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 179 min
Gatunek: Biograficzny, Komedia kryminalna
Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: Terence Winter
Obsada: Leonardo DiCaprio, Jonah Hill, Margot Robbie, Matthew McConaughey, Kyle Chandler
Zdjęcia:
Rodrigo Prieto
Muzyka: Howard Shore