Sicario: Day of the Soldado

„A więc chcesz być Sicario?” – pyta Alejandro, a Ty wstrzymujesz oddech, bo oglądałeś pierwszą część i wiesz, że facetowi wystarczy własny palec do tortur.

Stefano Sollima dobrze się czuje z historiami, które rozwijają się długo, a akcje mają obliczone na pojedyncze ataki bez zadyszki. Taka była Suburra (recenzja) i takie jest Sicario 2 nakręcone na podstawie scenariusza Taylora Sheridana. Całe wręcz Sicario 2, chociaż zamyka pewien etap, jest również wstępem do kolejnych odsłon serii, mam nadzieję, że również pod batutą Sollimy. Rzecz znowu o kartelach, ale tym razem nie o narkotyki chodzi, a o granice z Meksykiem i nielegalnych imigrantów. Karteli nie interesuje kogo przerzucają, a podejrzenia rządu USA są takie, że tą drogą na teren Stanów Zjednoczonych przedostali się terroryści. Do akcji zostaje włączony Matt Graver (Josh Brolin) oraz Alejandro (Benicio Del Toro).

To akcja, którą chociaż rząd finansuje, to najchętniej trzymałby się od niej z daleka, ale jak mówi sam Graver: „Będę musiał się ubrudzić” i brudzi się co niemiara. Druga część z podtytułem Day of the Soldado troszkę mnie rozczarowała, ale nie na tyle, by nie ocenić jej dobrze. Zabrakło głównego bohatera, który stałby na moralnym rozdrożu pomiędzy tym co można robić, a tym co trzeba, by wygrać w wojnie bez zasad. Uciekła więc gdzieś brutalność „jedynki”, która krążyła wokół Kate (Emily Blunt) i zmuszała do nagięcia zasad. Teraz sprawy nabierają innego wymiaru, konflikt stał się bardziej globalny, bo terroryzm zmusza rząd USA do gwałtownych działań. Te zaś wykonywane rękoma Alejandro i Gravera od początku są pozbawione skrupułów i widz nie ma wątpliwości, kto stoi po stronie dobrych, a kto po stronie złych. Granica została postawiona mocno i szczelnie, zupełnie inaczej niż ta prawdziwa, pomiędzy państwami.
Co do wspomnianej na początku recenzji zadyszki, rzeczywiście jest tak, że wydarzenia, które rozgrywają się w przeciągu krótkiego odcinka czasu mają zbyt dużo przystanków. Tempo traci, ale na szczęście, gdy na ekranie są takie aktorskie tuzy jak Benicio del Toro czy Josh Brolin, nawet te momenty wypadają znośnie.
Stefano Sollima, który kontynuuje reżyserskie tradycje rodzinne (to przecież w prostej linii potomek Sergio Sollimy, reżysera uznanych spaghetti westernów), dał się poznać jako solidny twórca, chociaż tylko rzemieślnik. Wprawdzie kariera Sollimy obfituje już w liczne tytuły, w tym te, które mają rzesze fanów (serial Gomorra), ale Sicario 2 to jego pierwszy film po drugiej stronie oceanu. Chciałem więc filmu odważniejszego, mocniejszego. To wciąż dobre widowisko, z kilkoma świetnymi scenami, z momentami, w których nie masz wątpliwości, kto rozdaje karty w tym biznesie. Ja traktuję Sicario 2 jako czas wojny, front, gdzie już nie ma miejsca na dylematy i samą płeć piękną. Ironicznie, bo przecież tak licznie zebrane towarzystwo w postaci samców alfa naciska spust nierzadko z rozkazu kobiet i z powodu kobiet.

7/10 - dobry

Czas trwania: 122 min
Gatunek: akcja, dramat
Reżyseria: Stefano Sollima
Scenariusz: Taylor Sheridan
Obsada: Benicio Del Toro, Josh Brolin, Isabela Moner, Jeffrey Donovan
Muzyka: Hildur Guðnadóttir
Zdjęcia: Dariusz Wolski