Primal Rage

Nurt big foot movies jest tak rzadko ruszany przez filmowców, że można tu pisać o promilu w kinie gatunkowym. Na tych kilkanaście filmów, które kiedyś mi mignęły, nie pamiętam niczego godnego polecenia (poprawcie proszę, jeśli się mylę). Sam temat wielkiej stopy jest znany polskiemu widzowi, ale raczej od familijnej strony za sprawą filmu i serialu Harry i Hendersonowie. Przyjazny futrzak spełniał tam rolę podobną do Alfa i innych „obcych”, którzy znaleźli swój ciepły kącik u modelowej, jakże sympatycznej amerykańskiej rodziny.

Natomiast wielkiej stopy z Primal Rage zapraszać do domu nie radzę. Tłumacząc tytuł dosłownie dostaniemy epitet, który scharakteryzuje idealnie cały film – pierwotna wściekłość.

Schemat jest prosty, ale bezbłędnie poprowadzony, nawet z rozegraniem pierwszych akcji, a te rozpoczynają się już po kwadransie. Max wychodzi z więzienia, a sprzed budynku odbiera go żona. Muszą zatankować, na stacji spotkają szeryfa, który rozwiesza zawiadomienia o poszukiwanych, jeszcze kilka spojrzeń spode łba na lokalsów (wkrótce się przydadzą!), którzy zbierają się na polowanie i można ruszać w drogę. Piękne widoczki, gęste lasy, delikatna mgła okrywa pnące się dumnie drzewa, kolejny zakręt, BAM.

Patrick Magee, który siedzi w filmowej branży na froncie efektów specjalnych (to artysta, który od 2001 roku maluje, rzeźbi, jest panem kreatywnym od wszelakich maszkar, również przy wielu blockbusterach) nakręcił debiut wyjątkowy. Cały jego, wyreżyserowany, wyprodukowany i napisany (wespół z Jayem Lee, tutaj również operatorem i montażystą). Jako horror sięga zamaszyście po kilka sprawdzonych leśnych elementów. Jest więc survival i najważniejszy element, czyli monster movie bratający się z (mimo wszystko) osobliwym folkiem. Nakręcony na terenach wokół rzeki Smith River w Kalifornii najlepiej wypada, gdy reżyser sięga po swoją największą inspirację, czyli Predatora Johna McTiernanana. Wielka stopa okazuje się bowiem maszyną do zabijania, która wspomnianą prymitywną wściekłość łączy z inteligencją i planem. Nawet o motywach działania potwora można napisać, że są niebanalne i… parszywe!

To wciąż indie horror, gdzie przydałoby się i lepsze aktorstwo i bardziej lotne dialogi (postprodukcja i kolorki też czasem kuleją), ale nie sposób odmówić twórcom kreatywności. Efekty praktyczne, wykonanie bestii, w końcu gore to najlepsze co można zrobić na tym poletku (potwór jest świadom swojej siły i zdaje się doskonale wiedzieć jak kruche są kości, a ciała ludzkie wątłe). Jest rzeczywiście brutalnie, a walka o przetrwanie jest intensywna. Emocje i napięcie z pierwszej części oraz finał rekompensują kilka moim zdaniem nietrafionych pomysłów w środku (chociaż i te należą do oryginalnych, bo bohaterzy dostają pomoc z niespodziewanej strony). Primal Rage działa na specyficznym autopilocie, gdzie zostałem zauroczony profesjonalnym podejściem debiutantów, scenerią, wykonaniem i przymknąłem oko na budżetowe niedostatki. Jeżeli sam koncept horroru o wielkiej stopie, która sieje postrach w lesie, uważasz za głupi, odpuść.

7/10 - dobry

Czas trwania: 106 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Patrick Magee
Scenariusz: Jay Lee, Patrick Magee
Obsada: Casey Gagliardi, Andrew Joseph Montgomery, Eloy Casados, Marshal Hilton
Muzyka: Ceiri Torjussen
Zdjęcia: Jay Lee