Corbin Nash

Pierwszy wniosek jaki się nasuwa po obejrzeniu B-klasowego Corbin Nasha to, że wygórowane ambicje twórców w połączeniu z portfelem, w którym brzęczą drobniaki, dają w rezultacie obraz pretensjonalny. To podróbka czegoś stylowego, fake, którym mogą zachwycić się tylko twórcy. Takie filmy jak Corbin Nash co rusz były dokładane na półki z nowościami w wypożyczalniach VHS. Ot, chociażby taki Nocny łowca z Don „The Dragon” Wilsonem i wiele innych, które gryzły wampiryczny temat zawsze z trochę innej, ale niezmiennie tej samej niskobudżetowej strony. Teraz to się nazywa indie-horror, ale tak naprawdę mamy do czynienia z tą samą tanizną, przy okazji której twórcy robią co mogą, by zachować pozory czegoś więcej. Udawanie wyszło tutaj nie najgorzej, szkoda, że prawdziwe filary i fasada są tu wyjątkowo wątłe.

Scenariusz to opowieść o twardym gliniarzu, który dowiaduje się tajemniczych rzeczy ze swojej przeszłości. Corbin jednak twardo stąpa po ziemi, więc historie o demonach spływają po nim jak ta whisky, którą codziennie delektuje się przy barowym blacie. No, ale gdy rewelacje z przeszłości przedstawia jegomość, w którego wcielił się sam Rutger Hauer (pięć minut czasu antenowego), należałoby się zastanowić, czy rzeczywiście coś nie jest na rzeczy. Te rewelacje o noszonym brzemieniu są o tyle istotne, że Corbin będzie musiał przejść przez krąg piekielny, by stać się wojownikiem. Ten element jest z założenia (i po części z wykonania) dość interesujący. Inicjacja bohatera odbywa się na naprawdę paskudnym poziomie. Zostaje wtrącony do lochu i musi odbywać walki na ringu, który zbudowany jest z ludzkiego cierpienia, a deski obszyte ludzką skórą (dosłownie!). Tylko przez całkowitą przemianę Corbin ma szansę na walkę z… No właśnie, tyle zachodu, a na drugim ostrzu kła stoi para zwyrodnialców, wampirów o nietęgim wyglądzie. Wampir transseksualista (biedna ejtisowa gwiazda – Corey Feldman, który chwyta się czegokolwiek, co uchwyt odwzajemnia) i jego partner w interesach, kolejny krwiopijca plus mała grupka straży przybocznej w kompletnych, ludzkich powłokach.

Gdzież te ambicje? Głównie w stylistyce i realizacji, która odbija się czkawką po głębokim zapatrywaniu się w autorski styl Nicolasa Winding Refna. Tutaj wygląda to kuriozalnie, bo i art house nie sprawdza się przy tym budżecie i samo wykonanie, które estetykę próbuje nadgonić. Powłóczyste slow motion wydłuża film o dobre 20 minut, a używane jest bez umiaru i w scenach akcji, i przyłapanym, lubieżnym spojrzeniu Feldmana. Największym atutem jest tutaj główny bohater i aktor Dean S. Jagger, który się w niego wcielił. Przyznaję, że wypadł wiarygodnie. Jagger jest  znany fanom serialu Gra o Tron, w którym wcielił się w postać Smalljon Umbera. Twórcy Corbin Nasha mieli garść dobrych pomysłów, które rozbiły się o budżet i artystowską sztuczną manierę. Męcząca fałszywka.

5/10 - średni

Czas trwania: 93 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Ben Jagger
Scenariusz: Ben Jagger, Dean S. Jagger, Christopher P. Taylor
Obsada: Corey Feldman, Malcolm McDowell, Rutger Hauer, Bruce Davison, Dean S. Jagger
Zdjęcia: Luke Hanlein
Muzyka: Russ Irwin