Dziennik panny służącej

Luis Buñuel, hiszpański twórca indywidualista wyrównuje po raz kolejny rachunki z klasą uprzywilejowaną, w tym przypadku również kierującą swoje sympatie (otwarcie lub w nieco bardziej dyplomatyczny sposób) w kierunku środowisk faszyzujących. Antysemici, wywyższający się, kolejni ze swoim dyskretnym urokiem burżuazji stanowią tło dla dramatu z, jak się okazuje, kryminalnym wykończeniem. Za kanwę do powstania filmu posłużyła powieść Octave’a Mirbeau (ekranizowana już czterokrotnie). Wprawdzie Luis Buñuel akcję filmu osadził dwie dekady później niż w pierwowzorze literackim, ale pomogło to tylko uwypuklić istotę rzeczy.

Prosto z wielkiego Paryża na służbę w wielkim dworze przyjeżdża Céléstine (Jeanne Moreau). Główna bohaterka wydaje się być wszystkim mało zainteresowana, choć przytakuje poleceniom. Nie będzie się jednak nudzić, bo w takim towarzystwie dziewczyna szybko stanie się obiektem pożądania.

Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku, jednak to tylko powierzchnia, pod którą znajduje się zgnilizna. Mogą się spodobać wszystkie zagrania służącej, jej spryt i to, jak owijała sobie wokół palca domowników. Nawet jej stosunek do obowiązków można odczytać jako zwierciadło jej specyficznej natury. Ciągle kombinowała jakby tu sobie ułożyć życie, czytaj: przechytrzyć sytuowaną rodzinkę. Okazuje się tak samo niecna jak wszyscy i jest kolejną postacią negatywną. Jej konformistyczna postawa jest miejscami aż irytująca. Druga połowa filmu, gdy Céléstine gra już rolę detektywa (w okolicy dochodzi do brutalnego gwałtu i morderstwa dziewczynki) pokazuje na co naprawdę ją stać, gdy chce osiągnąć swój cel.

Buñuel portretując familię pozwala wyciągnąć widzowi wnioski samodzielnie nie zakładając z góry, iż ktoś podziela jego (reżysera) światopogląd. Dlatego też Dziennik panny służącej może być odczytany nie tyle pochopnie, co nieprawidłowo, nawet wbrew twórczym insynuacjom.

Ale gdyby nie Jeanne Moreau (wybitna francuska aktorka, ktora zmarła w zeszłym roku) i jej udział w tym przedsięwzięciu, obawiam się, że całość brzmiałaby wyjątkowo mdło. To właśnie Moreau jest filarem tej opowieści, w czarno-białym filmie całym jego kolorem. Warto zwrócić uwagę z jaką gracją wciela się w rolę, dostrzec grymasy znudzenia, delikatnej drwiny, momentów, w których postanawia posunąć się krok dalej. Jest irytująco bezczelna, ale przez to wyjątkowo magnetyczna, jak i jej nietuzinkowa uroda. W zasadzie wydaje się być osobą z innej planety, w ogóle nie pasującą do roli służącej. Kusi, pozwala się zbliżyć, by zaraz po tym wyjść i trzasnąć drzwiami. Ogień, czysty ogień pojawił się w tym zatęchłym dworku. I to w zasadzie jej droga i wybory są najbardziej emocjonujące w filmie. Nawet kryminał, który w tle mógłby być brutalnym, okropnym wydarzeniem (co ważne, rzuca on znikome światło na wszystkie poczynania), a jest tylko tłem, bo najważniejsza jest służąca potrafiąca zmieniać ubarwienie w iście ekwilibrystycznym stylu. Istotne jest to, że w Dzienniku  każdy sprawia wrażenie, że kontroluje sytuację.

Luis Buñuel ukłuł, ale wyjątkowo sprytnie. To szydera, ale prowadzona z kamienną twarzą. Jednak ta kamienna twarz, iluzja dotyczy również wszystkich filmowych bohaterów. Skryci za swoimi rolami, udają, kłamią, aktorzą, by przede wszystkim coś zyskać. Wszyscy są bowiem wyrachowani, zimni, lawirują wokół wydarzeń, które lada chwila mogą ich zamieść…

7/10 - dobryCzas trwania: 97 min
Gatunek: dramat, kryminał
Reżyseria: Luis Buñuel
Scenariusz: Octave Mirbeau (na podstawie powieści), Luis Buñuel, Jean-Claude Carrière
Obsada: Jeanne Moreau, Georges Géret, Daniel Ivernel, Françoise Lugagne
Zdjęcia: Roger Fellous