Armia cieni

Do obozu jenieckiego trafia mężczyzna w średnim wieku, inteligentny, zachowawczy, mało o nim wiemy. Tak samo jak mało o nim wiedzą nadzorujący obóz. Mężczyzna został zatrzymany jako podejrzany o konspiracyjne działanie i ma być traktowany delikatnie.

Jean-Pierre Melville tym razem o francuskim ruchu oporu. Bez wiwatów, w stonowanych kolorach i takim samym brzmieniu stawia w centrum wydarzeń Philippe Gerbiera (Lino Ventura), członka Résistance. Przez ponad dwie godziny, na półtonach, przyciszonych głosach, ciągle nasłuchując, w nieustannym napięciu jesteśmy świadkami działań ruchu w czasie niemieckiej okupacji. Nie ma tu żadnych spektakularnych akcji, a raczej wzmianki o nich. Żadnych wstrząsów, strzelanin, krzyków, a przede wszystkim ich daleko idące efekty. Armia cieni to gorzki i ponury zapis walki z niemieckim oprawcą, obraz sprawnej struktury i wizerunek ludzi, którzy w ekstremalnych warunkach robili swoje. Melville pokazuje odwagę, cały ogrom trudnych decyzji, ale również wahanie się, dramatyczne konsekwencje wyborów, również momenty, w których przyjdzie odebrać życie najbliższym niegdyś ludziom. Już sam tytuł idealnie wręcz wkomponowuje się w temat i wrażenia po seansie. Rzeczywiście, jako widz zdajesz sobie sprawę, że organizacja z całym szczeblem dowodzenia, przyznawaniem medali w pustych mieszkaniach, kontaktami i nawet czekającą na sygnał grupą uderzeniową stanowi w pełni tego znaczenia armię cieni. Nie mogą się wychylić, z posępnymi obliczami przemierzają ulice Marsylii, Paryża czy innych miast.

Ale Melville nie daje nadziei, tak jak mało nadziei mieli jego bohaterowie. To nie tyle walka z wiatrakami, bo tak z pewnością nie widzą tego członkowie ruchu oporu. Życie mogą stracić codziennie, w każdej godzinie ich tragicznej egzystencji. Razów zadają mało, jednak w ich przekonaniu siłą oporu jest sama możliwość wyprowadzenia ciosu, bunt, splunięcie w twarz etc.

To wieki film, bo pokazuje w cholernie realistycznych i ponurych barwach codzienność z kilku miesięcy akcji w czasie hitlerowskiej okupacji. Melville podejmując decyzję co do zaprzężenia w realizacji kilka wykładników z kina noir spotęgował klimat niebezpieczeństwa i zagrożenia (cienie, przygaszone światła, ludzie w długich płaszczach z twarzami ukrytymi w cieniu kapeluszy). Ale w tej ascetycznej formie i średnio dynamicznej akcji jest jednak sporo emocji i napięcia, które mimo wszystko wynikają głównie z psychologii postaci. Wszyscy członkowie ruchu oporu, włącznie z Gerbierem, są już zmęczeni, chociaż nie dają po sobie tego poznać. Są również na skraju wytrzymałości, a jednak na zewnątrz ciągle trzymają fason.

Melville nie szkicuje tylko „codziennych” dni armii żyjącej w cieniu. Jego film podkreśla bezsens wojny, tamtych wydarzeń, pokazuje zwykłych ludzi, którzy starają się przeżyć w trudnych chwilach. Miałem wrażenie, że (o ironio!) nawet okupant pokazany jest raczej od strony piastującego tu urząd człowieka, który już na zawsze będzie na swoim stanowisku. Również jako zunifikowany, bez emocji, robiący swoje agresor. Armia cieni to wyjątkowy, surowy film o beznadziei i śmierci ciągnącej się za nią.

9/10 - rewelacyjny

Czas trwania: 145 min
Gatunek: dramat, wojenny
Reżyseria: Jean-Pierre Melville
Scenariusz: Jean-Pierre Melville, Joseph Kessel (na podstawie powieści)
Obsada: Lino Ventura, Paul Meurisse, Jean-Pierre Cassel, Simone Signoret, Claude Mann
Zdjęcia: Pierre Lhomme, Walter Wottitz
Muzyka: Éric Demarsan