Dziewczyny z Danbury

Serial na podstawie autobiograficznej książki Piper Kerman doczekał się pięciu sezonów w Netflixie. Orange is the new black jest bardzo popularny, a stacja już zapowiada kolejny, szósty sezon. Nie oglądałem i po prawdzie zachodzę w głowę, jak na tyle czasu antenowego zdołano rozłożyć treść z takiej bądź co bądź małej książeczki. Oczywiście zdaję sobie sprawę, z czego ta popularność wynika. Historia jest o dziewczynie z twojego sąsiedztwa, normalnej, zwykłej, bardzo lubianej i uczynnej, która trafiła do więzienia federalnego (o złagodzonym rygorze) za przestępstwo narkotykowe. Jak wspomina na kilku kartach powieści, chyba zawsze chciała mieć „odhaczone” w życiorysie coś nielegalnego, coś niebezpiecznego (po całej sprawie szczerze żałowała występku). No i miała, z 15 miesiącami odsiadki w pakiecie. Narkotyków pewnie nie widziała na oczy (tych konkretnych, hurtowych ilości), szmuglowała jedynie pieniądze, które udało się na nich zarobić, co też podpada pod paragraf.

Przez 350 stron powieści poznajemy losy Piper w więzieniu, w sytuacjach, z którymi zetknęła się po raz pierwszy w życiu i przeczytamy również jak jej uczynność, sumienność, dobroduszność, ale i hart ducha pomogły przetrwać najgorsze chwile rozłąki. Pomimo wydawało by się ciężkiej tematyki (więzienie, kobiety w nim, tęsknota za rodziną), lektura jest wyjątkowo lekko napisana i czuć tu serce, szczerość i pokorę. Piper pisze z gracją nie siląc się na wyszukaną słowną szermierkę, pisze jak było, czego się bała.

Sama odsiadka jest… nie jest tak straszna, jak by się mogło wydawać, ale zależy to tylko od charakteru osadzonej i samej placówki. Główna bohaterka i autorka zarazem trafiła do Danbury, gdzie odnalazła przyjaciółki na całe życie, choćby to więzienne. Z nimi dzieliła troski, pomagała im, sama również się nie zaniedbywała. Po przeczytaniu mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że więzienie sporo jej dało. Oprócz straconego roku (wyszła wcześniej za dobre sprawowanie) nabrała fizycznej tężyzny, zdobyła szlify z podstaw elektryki (jej wykonywany zawód w mamrze), przeczytała mnóstwo książek. Oczywiście nikt nie chciałby spędzić choćby weekendu w puszce, ale reklamowanie prozy jako kontrowersyjnej słabo koresponduje z jej treścią. Nie przeczę, że Piper cierpiała, ale problematycznej treści tu tyle co nic. Dała ciała, odsiedziała swoje, czyli rok z małym hakiem i wyszła.

Jako formę literatury rozrywkowej gorąco polecam, bo rzeczywiście perypetie bohaterki wzbudzają ciekawość, chociaż umówmy się, że miała też wiele, wiele szczęścia (co pokazuje krótki okres pod koniec odsiadki, gdy trafiła do miejsca mniej przytulnego). Piper Kerman swoje przeszła, miała dobrego prawnika, całą armię przyjaciół na zewnątrz, kochającą rodzinę, szybko dorobiła się przyjaciół wewnątrz placówki i przeżyła na tyle sporo, by opisać swoje przeżycia w tej skądinąd wciągającej książce.

Autor: Piper Kerman
Tłumaczenie: Mateusz Fafiński
Ilość stron: 360
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: Replika
Format: 130×200 mm

Za książkę dziękuję wydawnictwu Replika