Ona się doigra (2017)

Nie byłem pewny czego oczekiwać po serialowym remake’u Ona się dogra (recenzja oryginału), filmu, którym Spike Lee (zestawienie filmografii) w 1986 roku otworzył sobie drogę na kinowe salony. Wprawdzie nigdy do końca nie wyzbył się niezależności (raptem kilka razy realizując czysty mainstream), ale obecnie jointy Lee zdecydowanie utraciły swoją moc z pierwszego bucha. Tym bardziej byłem zdziwiony i wciąż zachodzę w głowę (od wczoraj) o co tu chodzi. Ona się doigra z platformy Netflix ogląda się tak, jak oglądało się Psychola Gusa Van Santa. Jest kolor, ale sceny, bohaterowie, nierzadko całe monologi są przeniesione w skali 1:1. I naprawdę nie wiem do końca jak się do tego odnieść. Z jednej strony narracyjna forma i temat wybija się (wciąż!) na tle reszty dzisiejszych fabuł, z drugiej strony… już to widzieliśmy. Czyżby więc była tak potrzeba, by młodszy widz zobaczył i mam nadzieję zrozumiał właściwie historię dziewczyny, która bawi się, szuka, odrzuca, traktuje instrumentalnie, ale czasem kocha mocno i szczerze, potrzebuje bliskości, a na pewno wypatruje ideału i nie mogąc go znaleźć dzieli swój los z substytutami pełnej formy idealnego mężczyzny? Główna bohaterka ponownie więc nazywa się Nola Darling (DeWanda Wise). Ich jest znowu trzech, mają takie same imiona jak 30 lat temu i ten sam zestaw cech determinujących cały ich charakter. Zachowują się podobnie, wiedząc o sobie nawzajem próbują zagarnąć życie dziewczyny na wyłączność. Idealne indywiduum nie istnieje, a my będziemy śledzić perturbacje dziewczyny, która lawirując pomiędzy urodą, mądrością a zgrywą być może czegoś się nauczy.

Jest parę zmian, które jako rozwinięcia historii stanowią ciekawe tło i przyjemnie wbijają się i w moje gusta. Nola Darling, oprócz tego, że wciąż jest domorosłą utalentowaną artystką, objawia się jako zaawansowana kinofilka! Cytuje Kurosawę, rzuca tytułami nawiązując klasykami do sytuacji. Muzyka, chociaż wciąż przebrzmiewa przez cały czas jazzem, teraz wypełniona jest współczesnymi kawałkami, nierzadko poprzedzonymi wtrętami w postaci rzuconych na ekran obrazków okładki płytowej (tak samo dzieje się z filmami, gdy są przytaczane. Raz, czy dwa, ale zawsze spoko). Tłem natomiast jest oczywiście Brooklyn (a jakże!) kolebka jointów Spike’a, tak samo nostalgicznie uchwycona, jakby czas zawsze biegł tu tym samym rodzinnym trybem.

To dziwne uczucie, gdy kino zatacza taki krąg i rozpoczynając życie jako niezależny twór reinkarnuje się pod skrzydłami korporacji obracającej miliardami. Oryginalności więc tu tyle co nic, a mi pozostaje mieć jedynie nadzieję tą co mam zawsze w przypadku remake’ów, że niejeden widz, nierzadko będąc w 1986 roku dopiero w planach, zainteresuje się twórczością Spike’a Lee i sięgnie po oryginał Ona się doigra. A ja? Ja jestem zaintrygowany, bo to przecież pierwszy odcinek, który skopiował połowę pełnometrażowej fabuły, a Lee dla Netflixa nakręcił 10 odcinków… Jak potoczą się losy Noli? Oglądam dalej.

Reżyseria: Spike Lee
Scenariusz: Spike Lee
Obsada: DeWanda Wise, Cleo Anthony, Lyriq Bent, Anthony Ramos
Zdjęcia: Daniel Patterson