Morderstwo w Orient Expressie

Morderstwo w Orient ExpressieKino raz jeszcze udowadnia, że nawet z tak klasycznych opowieści przerabianych już niejednokrotnie jest w stanie wykrzesać troszkę nowej energii. Niedużo, ale wystarczająco, by utrzymać uwagę, zainteresować, może nie do końca istotą opisywanej rzeczy, tj. śledztwem (jeżeli znacie pierwowzór literacki Agathy Christie, zaskoczeni rozwojem wypadków być nie powinniście), lecz samymi postaciami, uczestnikami dramatu, tutaj przede wszystkim kryminału. W zasadzie na pozytywną ocenę złożyło się aktorstwo wszystkich zebranych na planie, z Branaghiem w roli głównej oraz zdjęcia Harisa Zambarloukosa. Zagadka, chociaż rzeczywiście nie intryguje z wiadomych względów, to byłem ciekawy samego jej rozwiązania, a w zasadzie tego jak Kenneth Branagh zamknie finał. No i tego, jak zachowa się najlepszy detektyw na świecie – Hercules Poirot.

Schemat jest znany i nic nie jest w stanie przełamać fabuły szlagieru Agathy Christie z morderstwem w przedziale wagonu linii Orient Express, podejrzanymi w tej sprawie i detektywem, który na nieszczęście podejrzanego znalazł się w tym samym miejscu. Pozostała cześć seansu również przebiega bez widocznych odstępstw. Słowna ekwilibrystyka detektywa idzie w parze z jego słusznymi domysłami, podejrzeniami, a ostatecznie wskazaniami. Poirot również się czegoś nauczył, miał dylemat, zadziałał wbrew temu, co sugeruje reżyser od początku filmu, że jako człowiek jest przede wszystkim więźniem swojego osobliwego i chorobliwego wręcz natręctwa na temat porządku tego świata, wymuszanej nierzadko symetrii, prawdy, której nie można nagiąć w imię czegokolwiek. Można.

Rzeczywiście sporo tu popisów aktorskich, chociaż utrzymywanych w mocnych ryzach narzuconych przez mimo wszystko oszczędną (niestety) reżyserię Brytyjczyka. Mogła się więc wykazać i Michelle Pfeiffer i co nieco Willem Dafoe, a i Johnny Depp tym razem wypadł w (o dziwo) spokojnym tonie, bez swoich wszędobylskich dziwactw, wpasował się idealnie, wręcz brylował swoją normalnością. Zdjęcia Harisa Zambarloukosa to osobny akapit i należne uznanie. Prezentowany na taśmie 70 mm obraz wyglądał bardzo… nowocześnie, z taką samą wirtuozerią zarówno przy prowadzeniu kamery na długich ujęciach, jak i popisowych rzutów na przejeżdżający pociąg (chociaż tu już za sprawą karkołomnego czasem CGI, które naginało aurę, słońce, chmury, cała przyrodę i otoczenie, tylko po to, by przejazd wyglądał idealnie). Morderstwo w Orient Expressie ostatecznie trzeba uznać za perfekcyjne podporządkowanie planu zdjęciowego, aktorów, całego scenariusza o raczej średnio zajmującej konstrukcji pod dyktando Kennetha Branagha. W moim odczuciu nie miał prawa stać się niczym więcej, niż niezłą, udaną próbą zapakowania starego prezentu w wykwintne pudełko z piękną wstążeczką. Z drobną niespodzianką jako dodatek od sprzedawcy.

6/10 - niezłyCzas trwania: 114 min
Gatunek: kryminał
Reżyseria: Kenneth Branagh
Scenariusz: Michael Green, Agatha Christie (na podstawie powieści)
Obsada: Kenneth Branagh, Leslie Odom Jr., Penélope Cruz, Johnny Depp, Michelle Pfeiffer, Judi Dench, Willem Dafoe
Zdjęcia: Haris Zambarloukos
Muzyka: Patrick Doyle