68 Kill (2017)

Chip ma dziewczynę. Trochę szaloną, trochę niebezpieczną. Dziewczyna lubi się napić, uderzyć chłopaka, wziąć go w obroty w łóżku kiedy ma na to ochotę. Męczy ją praca striptizerki, więc bierze sprawy w swoje ręce, a chłopaka i giwery pod pachę. Planuje rabunek. Trochę kuriozalny, trochę nieprzemyślany. I jak to w przypadku tak kulawych planów bywa wszystko idzie nie tak. Ale dziewczyna za bardzo się tym nie przejmuje i leci dalej po… zaraz, zaraz, bandę to już Lica (AnnaLynne McCord) dawno przekroczyła.

Przedziwne uczucie towarzyszy podczas oglądania 68 Kill. Otóż kinematografia (ale nie tylko) tak skutecznie bombarduje nas archetypem nieokrzesanego samca, antybohatera, sprośnego, twardego mężczyzny, że przestawienie się na zgoła odmienną sytuację w 68 Kill zabiera trochę czasu.

Sfeminizowane kino Trenta Haaga kopie po dupie facetów. Odwrócono tu wszystko i w rezultacie dostajemy obraz mężczyzny, który jest wykorzystywany, bity, manipulowany i ostatecznie staje się taką piłeczką odbijaną przez kilka kobiet dzierżących tutaj władzę. 68 Kill to obraz niezależny, oryginalny, który wybija się na tle innych, zarówno przez mocny scenariusz, jak i grę aktorską (cudownie zdziczała AnnaLynne McCord jako władczyni marionetki, czyli Matthew Gray Gublera, filmowego Chipa). Seans pełen zbrodni przechodzi w kino drogi, a wszystko odbywa się w ujęciu teatralnym i bardzo tanim. Jednak ta taniość wcale filmu nie dyskwalifikuje. Dziewczyny są drapieżne, akcja szybka, scenariusz wciąga i szybko zapominasz, że twórcy mieli do dyspozycji drobniaki.

68 Kill zyskuje przez to, że jest odpowiednio pikantny, wulgarny i brutalny, gdzie owa wulgarność i brutalność udowadnia tylko jak kino zatraciło się w epatowaniu agresją ze strony mężczyzn. I jak może to czasami wyglądać groteskowo, gdy kiczowate (w rezultacie) obnoszenie się ordynarnością w ekranowej estetyce zestawimy z pomysłem twórców 68 Kill. Ostatecznie i jednoznacznie dostajemy orgię przemocy, gdzie kino nurtu eksploatacji wita z otwartymi ramionami stylówę Roba Zombiego i popieprzoną surowiznę z osiedla poganianego white trashem.

Trent Haaga, reżyser i twórca scenariusza pozwolił spojrzeć na całość z dystansu. Komediowy ton, chociaż zamierzony, wynika raczej z owej inwersji niż z gagów i nowatorskiego podejścia do tematu. Polecam, bo to ciekawy, mam nadzieję, że nie tylko twórczy eksperyment, a stały kierunek rozwoju reżysera.

7/10 - dobry

Czas trwania: 93 min
Gatunek: kryminał, komedia
Reżyseria: Trent Haaga
Scenariusz: Trent Haaga, Bryan Smith
Obsada: Matthew Gray Gubler, AnnaLynne McCord, Alisha Boe, Sheila Vand
Zdjęcia: Needham B. Smith
Muzyka: James Griffiths, Haim Frank Ilfman