The Love Witch (2016)

Elaine (epicka w tym wydaniu Samantha Robinson) jest czarownicą. Ma jeden cel, misję – znaleźć mężczyznę, samca, ogiera, faceta z krwi i kości. By przyspieszyć co nieco proces „rekrutacji”, używa magii, halucynogennych naparów etc. Nie wszystko jednak idzie po jej myśli. Upragniony męski narybek coraz częściej okazuje się wybrakowany.

The Love Witch, czyli Czarownica Miłości to pozycja doskonała. Reżyserka Anna Biller w sposób perfekcyjny opanowała stylistykę retro bawiąc się jednocześnie konwencjami. The Love Witch to w dużym skrócie komediowy horror zanurzony w ciepłej erotycznej kąpieli. Erotyzm w wydaniu soft mieni się tu w blasku luksusowo wyglądających kolorów. Natomiast historia wiedźmy, która pragnie miłości wygląda jak polany soczystym lukrem thriller z lat 60. z akcją rozgrywającą się w czasach współczesnych. To film w filmie, wewnętrzne uniwersum z cudowną, hipnotyzującą zmysły aranżacją wnętrz, interesującymi bohaterami i wymuskanymi zdjęciami Davida Mullena. Prowadzona fabuła nigdy nie wychodzi poza wielogatunkowy pastisz. Anna Biller zahacza tym samym o mydlaną operę, dzieci kwiaty, sekciarskie kulty, giallo. Zawsze odbywa się to przy udziale erotycznych, nierzadko pompatycznych uniesień, nigdy wulgarnych, zawsze apetycznych.

Recenzja "The Love Witch" (2016), reż. Anna Biller

Obraz dominującej, buchającej zmysłowością Elaine, gdy ta ściąga do poziomu podłogi kolejnego zmiękczonego jej urokiem mężczyznę jest… uroczy. Przy boku epatującej naturalnym seksapilem czarownicy stają się płaczącymi nastolatkami, bez krzty męskiego ego. The Love Witch jest więc feminizującym oratorium, w którym z jednej strony bohaterka szuka miłości (mającej według niej szanse na powodzenie tylko przez cielesność), z drugiej strony okazuje się, że gdy odpowiedni marynarz przybije do portu i będzie śmiał postawić się i odrzucić jej wdzięki, lichy czeka go los. Morał jest jeden: największa frajda wynika z samego polowania.

Recenzja "The Love Witch" (2016), reż. Anna Biller

The Love Witch to dzieło wyjątkowe, traktujące zabawę gatunkami jako główną wykładnię całego seansu. Jednak ironizując z retoryką vintage Biller czasem wpada w pułapkę dosłowności i niektóre fragmenty stają się w kilku miejscach tym co miało być sparodiowane pokazując niekiedy swoje mdłe oblicze. To tylko parę chwil, które w rezultacie i tak odpływają niesione kolejną melodią na harfę. Powabna Elaine jako (w swym wyglądzie i zachowaniu) niedaleka krewna dziewczyn spotykanych w produkcjach Russa Meyera niejednokrotnie zostaje przez scenarzystów poddawana próbie przebrnięcia przez dowcip ze stajni braci Zucker i o dziwo wychodzi z tego obronną ręką. To byłby okrutny grzech zmarnować taki seraficzny obraz w trywialnym rechocie (do którego to rechotu nic nie mam, ale to nie ten czas i miejsce).

Recenzja "The Love Witch" (2016), reż. Anna Biller

Prawda jest taka, że jeżeli po 5 minutach od rozpoczęcia seansu twoje serce powie: „Tak” w kierunku głównej bohaterki, to jesteś już kupiona/ny do końca. The Love Witch jest przede wszystkim obrazem na który się patrzy, wyciągając co jakiś czas co smakowitsze kąski z dialogowych linii, czasem z akcji.

Obraz mocno skontrastowany w swoich odważnych kolorach ze słusznie wyeksponowaną bohaterką nie ma szans tak szybko wypaść z naszej pamięci. To było bardzo  ożywcze filmowe przeżycie.

9/10 - rewelacyjny

Czas trwania: 120 min
Gatunek: Horror, Komedia, Erotyczny
Reżyseria: Anna Biller
Scenariusz: Anna Biller
Obsada: Samantha Robinson, Gian Keys, Laura Waddell, Jeffrey Vincent Parise, Jared Sanford, Robert Seeley, Jennifer Ingrum
Zdjęcia: David Mullen
Muzyka: Anna Biller