Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia

Recenzja filmu "Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia" (1951), reż. Robert WiseMogę sobie tylko wyobrazić, jakie wrażenie na widzach zrobił ten kosmiczny spodek lądujący nieopodal Białego Domu w filmie Roberta Wise’a. Co najlepsze, pomimo tego, że od premiery klasycznego już science fiction minęło 65 lat, obraz nie stracił nic na swojej świeżości i przesłaniu. Doskonale skonstruowane dzieło Wise’a to opowieść o przybyszu z innej planety. Klaatu daje mieszkańcom Ziemi jasno do zrozumienia, iż grozi im wielkie niebezpieczeństwo. Jakie? Klaatu przekaże tę informację, jednak zebrać się muszą wszyscy przywódcy tego świata. I wchodząc w tym momencie na właściwy tor opowieści zostaje wystawiona cenzurka, która obowiązuje (niestety) po dziś dzień.

 

A może się mylę? A może w przypadku takiego incydentu największe mocarstwa zakopałyby topór wojenny, wszyscy usiedliby przy jednym stole i w spokoju wysłuchali co ma do przekazania istota z pozaziemskiej cywilizacji?

Niestety, również morał historii po kilkudziesięciu latach od premiery uderza jeszcze mocniej wybijając się na pierwszy plan z niesnaskami geopolitycznymi. W 1951 roku filmowy twórca sprytną satyrą naświetlił ówczesne zachowania, czyli zaszczucie osób „podejrzanych”. To był czas zimnej wojny, zatem ucieczkę Klaatu, chowanie się przed policją, szepty ludzi „o nim, obcym” można jasno odnieść do sytuacji społecznej. Ponadczasowe przesłanie udało się uzyskać właśnie przez udaną próbę z wybiciem się fabuły nacechowanej nie tylko treścią fantastyczną, ale przede wszystkim o podłożu głęboko socjologicznym. Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia trzeba zaklasyfikować jako jeden z najważniejszych obrazów science fiction. Odniesieniem, zaczepką, przytykiem w kierunku władzy, polityków, czy nawet (po prostu) ludzi, jest również tytuł. Dzień, w którym zatrzymała się ziemia, czyli moment, w którym ludzkość przestała być ludzka. Klaatu ma receptę na uratowanie naszej planety, ale nikt nie chce go słuchać. Sam jest co najmniej zażenowany i traci powoli cierpliwość. Nie potrafimy pochylić się nad człowiekiem, który ma coś do powiedzenia, a wolimy zajmować się rzeczami małymi (z perspektywy istoty wyższej i biorąc pod uwagę cały wszechświat, rzeczywiście tak jest).

Recenzja filmu "Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia" (1951), reż. Robert Wise

Uniwersalna opowieść z jednej strony i wciągające kino z drugiej na stałe zapisało się w klasyce science fiction. Sama realizacja również stoi na wysokim poziomie i pod względem technicznym obraz nie zestarzał się ani o jotę. Nawet sam kostium towarzysza Klaatu – robota Gorta wygląda cały czas stylowo, a teraz tym bardziej powinien być doceniony jako elegancki retro kostium. Duża w tym zasługa projektu i wykonania. Wciągająca akcja, aktualna tematyka i w gruncie rzeczy ponura opowieść daje nam w rezultacie film ciekawy, wielowymiarowy i bardzo zajmujący. Polecam.

8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 92 min
Gatunek: Sci-Fi
Reżyseria: Robert Wise
Scenariusz: Edmund H. North
Obsada: Michael Rennie, Patricia Neal, Hugh Marlowe, Sam Jaffe
Zdjęcia: Leo Tover
Muzyka: Bernard Herrmann