Doktor Strange (2016)

Recenzja filmu "Doktor Strange" (2016), reż. Scott DerricksonDoktor Strange ma dar. Ogromny, bo służący ludziom, którzy rzeczywiście go potrzebują. Jest neurochirurgiem, niezwykle butnym, egocentrycznym i pewnym siebie. Może sobie na to pozwolić, bo rzeczywiście w swoim fachu nie ma sobie równych. Po wypadku, trochę przez tę butę spowodowanym, traci władzę w dłoniach, czyli de facto zostaje pozbawiony narzędzia pracy. Na nic zdają się kolejne operacje. Lecz gdy trwoga to do …, a raczej w głąb swojej świadomości. Podróż do Nepalu i w końcu wizyta u Starożytnej (Tilda Swinton) oraz jej prawej ręki, który szybko staje się przewodnikiem głównego bohatera, czyli Mordo (Chiwetel Ejiofor)

Najważniejszą sceną w filmie, tą ostatecznie definiującą całą produkcję i jednocześnie zamykającą (niestety) drogę ku kolejnym astralnym lewitacjom prosto od doktora Gonzo jest pierwszy kontakt doktora Strange’a (Benedict Cumberbatch) ze Starożytną. Ta zaś pokazuje twardogłowemu lekarzowi, światowej klasy specjaliście od neurochirurgii (!!) możliwości ludzkiego umysłu. Wiesz, musisz się tylko otworzyć, zrozumieć, włożyć pod język, zassać, przełknąć i leeecisz doktorze. Halucynogenna podróż kończy się, kiedy doktor wznosi błagalnie ręce w kierunku Starożytnej (guru) i szepcze „Ucz mnie…” (daj mi więcej). A później jest już klasycznie, bo doktor rzeczywiście się uczy. Rysuje w powietrzu, otwiera portale, wyczarowuje broń i staje się bardziej pokorny. Wróć. Nie staje się. Jest tym samym kąśliwym doktorem co zwykle i Marvel okraszając wszystko złośliwościami, a nawet szyderą zbliża postać Strange’a do Ant-Mana. Fani tego drugiego będą usatysfakcjonowani, choć ja bardziej liczyłem na przygodę w duchu new-age z czarami wypełniającymi całość, wywracającymi trzewia tych, którzy nie są w stanie w pełni posiąść władzy nad własną świadomością. Obrazy miały być mocne, nawet jeżeli dziwne i niezrozumiałe do końca. Pomimo tego, że Doktor Strange jest wyśmienitą kinową rozrywką mam za złe reżyserowi Scottowi Derricksonowi to, że zrobił kompletny rozbrat z horrorem, a to był przecież główny gatunek filmowy, w którym się dotychczas poruszał.

Recenzja filmu "Doktor Strange" (2016), reż. Scott Derrickson

Uniwersum Marvela wypchane po brzegi superbohaterami tym razem skłania się ku akcji rozgrywającej się „obok”. To sprytne posunięcie, gdyż jakiekolwiek działanie, sceny w mieście, na ulicy nie muszą budzić reakcji innych superbohaterów. Drużyna doktora Strange’a broni bowiem świata realnego przed istotami próbującymi przeniknąć z mrocznych wymiarów. Całe naginanie rzeczywistości, spektakularny mikser, w który wpadają metropolie i koszmar architektów, w tym oprogramowania z rodziny Autocad, to melanż dla naszej wyobraźni. Na arenie będącej tym co strawił kreator szalonych światów, Dziwny z nazwiska zmierzy się z powątpiewającym w słuszność działań Starożytnej Kaeciliusem (Mads Mikkelsen). Natrafiając na szereg opinii, w których czarny charakter opisywany jest jako najsłabsze ogniwo produkcji nie mogę się z tym zgodzić. Kaecilius walczy o prawo do stałego dostępu nieograniczonych transcendentalnych możliwości. Ma plan, działa i nie ma zamiaru cofnąć się przed ograniczeniami. Jest byłym uczniem Starożytnej, a że sięga tam gdzie wzrok nie powinien sięgać? Dla mnie to świetnie napisana rola, a Mads doskonale się w niej odnalazł. On nie ma być do cna okrutny. On chce tylko jeszcze bardziej poszerzyć świadomość. Chce dostąpić wiecznego, globalnego, kosmicznego tripu.

Recenzja filmu "Doktor Strange" (2016), reż. Scott Derrickson

Z tej historii można było wyciągnąć jeszcze więcej. Wszechobecny humor jest fajny, ale… trochę uproszcza odbiór. Nawiązania do mistycznej orientalnej kopaniny, pasującej do gier pokroju action rpg jest w porządku, a świat przedstawiony przez twórców posiada nieograniczony potencjał z już (w tym momencie) pootwieranymi drzwiami do kolejnych realizacyjnych możliwości. Artefakty, gadżety, starożytne peleryny, imiona i nazwy, które zapominasz po minucie, ale wiesz, że mają znaczenie. To wszystko sprawia, że chciałbyś pobyć jeszcze trochę w tym uniwersum. Całość psuje nawiązanie i przypomnienie o Avengersach (o matko, rzeczywiście oni też tu istnieją, a taką miałem fajną jazdę w rytm tego powtarzającego się motywu na organy…).

 

 

Polecam.

 

Za seans dziękuję sieci kin.

Cinema City

7/10 - dobry

Czas trwania: 115 min
Gatunek: Akcja
Reżyseria: Scott Derrickson
Scenariusz: Jon Spaihts, Scott Derrickson, C. Robert Cargill, Steve Ditko (komiks)
Obsada: Benedict Cumberbatch, Chiwetel Ejiofor, Rachel McAdams, Benedict Wong, Mads Mikkelsen, Tilda Swinton, Benjamin Bratt, Scott Adkins
Zdjęcia: Ben Davis
Muzyka: Michael Giacchino