Outcast: Opętanie (2016)

Recenzja pierwszych czterech odcinków serialu "Outcast: Opętanie" (2016)Outcast: Opętanie, czyli telewizja ponownie sięga po historię autorstwa Roberta Kirkmana. Scenarzysta The Walking Dead miał więc szansę uderzyć ponownie. Zombie się przejadły? Nie sądzę. Jednak mając do dyspozycji TAKI temat na nowy serial, trzeba działać szybko i stanowczo, bo konkurencja nie śpi. Po sukcesie serialu o zombie było wiadomo, że komiks scenarzysty Kirkmana i rysownika Paula Azacety Outcast szybko zostanie przeniesiony na ekrany telewizorów. Tak też się stało. To jednocześnie pierwsza własna produkcja stacji FOX Networks Group, więc było wiadomo, że w przypadku pierwszego dziecka wszystko musi być dopracowane. Pozostaje kwestia czy Outcast: Opętanie będzie się podobać i jak zostanie przyjęty na świecie?

 

Kirkman zostaje niejako w temacie śmierci, z tymże tej dobijającej się od drugiej strony drzwi. Tym, który będzie próbował powstrzymać siły zła jest Kyle Byrnes (Patrick Fugit, który zmężniał bardzo i w niczym nie przypomina tego zahukanego chłopaka z U progu sławy Camerona Crowe’a). Byrnes nie lubi przebywać wśród ludzi. Jako dzieciak był świadkiem mroku, który objął jego matkę. Jest zamkniętym w sobie introwertykiem. Mieszka w zapuszczonej ruderze, a jedyną osobą, która przejawia o niego troskę (znikomą, ale zawsze) jest jego siostra. Wyciąga go co jakiś czas na zakupy i zaprasza do domu, by się ogolił, wykąpał etc. Kyle wiedzie więc żywot jednostki aspołecznej. Jednak w Kyle’u coś się tli. Jeszcze nie moc, raczej dar. Okazuje się jednocześnie, że siły zła znają Kyle’a i nie zamierzają mu dać spokoju.

outcast 2

Pokrótce tak właśnie będą skonstruowane odcinki. Poznajemy mroczną historię z przeszłości Kyle’a, a w międzyczasie odpieramy razem z nim kolejne ataki z… No właśnie. Twórcy nie odkrywają kart za szybko. Jest wprawdzie kilka przesłanek stojących za tym, iż za węgłem czai się coś o wiele większego niż Kyle podejrzewa.

Recenzja pierwszych czterech odcinków serialu "Outcast: Opętanie" (2016)

Ale to co się dzieje na dzień dobry to głowa mała. To jest petarda, nawet dla widza, który widział już w kinie wiele. Robert Kirkman wspomina w wywiadzie, że na pierwszym pokazie salę opuściło kilka osób. To nowy sposób podejścia do scen brutalnych, ponieważ zahaczają one o tematy niepoprawne politycznie. Akty przemocy ukazane są w sposób dosłowny i surowy. To jest horror o egzorcyzmach, ale nie takich z biblią w ręku (chociaż próby są i owszem), ale z pięściami i kopami w twarz (w cudzysłowie). Naprawdę przez chwilę sądziłem, że coś się twórcom pomyliło, bo takich rzeczy nie pokazuje się w telewizji. Pierwszy odcinek nakręcony przez Adama Wingarda jest bardzo dobry. Całość trzyma w napięciu do końca, a finał to mocarne sceny z potyczki z siłami ciemności zamkniętymi w niewinnym stworzeniu. Wingard pokazał jak powinien wyglądać odcinek serialu, który mógłby być z powodzeniem pokazywany na sali kinowej. Fugit jest świetnie prowadzony, oszczędny w słowach, nie do końca zdający sobie sprawę co się wokół niego dzieje. Swoje właściwości odkrywa przypadkiem, jednocześnie wciąż rozpamiętując sceny z przeszłości (liczne retrospekcje wcale nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie). Całość jest przyozdobiona industrialnym, niepokojącym brzemieniem muzyki skomponowanej przez Atticusa Rossa. Po pilocie i świetnym drugim odcinku (równie mocnym, jeżeli chodzi o demoniczne zajawki) napięcie siadło przy trzecim i czwartym. Pojawiły się epizody będące klasycznymi wypełniaczami, a cały wątek z egzorcyzmami poszedł na drugi plan. Niestety do głosu doszły sceny stricte obyczajowe, które nijak mi nie pasowały do pierwszych dwóch odcinków! Przez to musiałem skorygować swoje przekonanie o tym, że reżyser w serialach ma mało do powiedzenia. Po Outcast widać wyraźnie, że doświadczony Wingard (twórca Gościa z 2014) podniósł poprzeczkę bardzo wysoko. No, ale żeby do wyreżyserowania takiej produkcji zatrudnić gościa (czwarty odcinek), który zajmował się montażem w The Walking Dead? Uważajcie panie i panowie z FOX, bo takie decyzje mogą się zemścić. Jednakże Outcast: Opętanie daje ogromne nadzieje. Jeżeli producenci wysłuchają głosów publiczności (a mniemam, że większość podzieli podobne zdanie), zmienią ponownie nastrój na rzecz demonicznych przygrywek. Przecież potencjał w tytule drzemie potężny. Mając takie zaplecze trzeba po prostu powrócić do uderzeń wściekłych i bezkompromisowych! Tu nie ma co zwalniać. Nie ma czasu na „zobaczycie, rozkręci się”. Trzeba rzucać na ruszt wszystko co najlepsze i w pocie czoła dobić do końca sezonu. Postarajcie się i niech Wingard wróci. Za chwilę premiera, a ja z przyjemnością obejrzę raz jeszcze tego chłopaka, który… ech zobaczycie sami 🙂

Za seans dziękuję telewizji

FOX