Brooklyn (2015)

"Brooklyn", reż. John Crowley. Recenzja filmu.

Zanim jeszcze zostałem widzem „świadomym” własnych wyborów, to właśnie z takimi tytułami kojarzyłem kiedyś Oscary. Wtedy też powiedziałbym zapewne: I to jest właśnie film nakręcony na miarę Oscara! Ma wszystko to, co kocha akademia przyznająca najważniejsze nagrody filmowe. Jest miłość, są dylematy z nią związane. Jest rozłąka. Pojawia się druga miłość i są jeszcze większe dylematy. I w końcu pojawiają się pytania, które autentycznie angażują widza w tym filmowym gatunku. Kogo wybierze? Jak potoczą się dalsze losy głównej bohaterki? Co wybrać? I co najważniejsze, twórcy zrobili wszystko, by wybór był naprawdę trudny, a po zestawieniu wszystkich za i przeciw szala wydaje się być nieporuszona…

 

 

Akcja rozpoczyna się w Irlandii, gdzie poznajemy Eilis (Saoirse Ronan) i jej rodzinę. Nie mają tam ciężko, nie przymierają głodem. Jednak gdy pojawia się szansa wyjazdu do Ameryki, główna bohaterka postanawia z niej skorzystać. To raczej chęć poprawienia swojego bytu na tym świecie, niż konieczność. Amerykański sen, szansa, perspektywy. Na emigracji jest ciężko. Jednak chyba ciężko tylko poprzez informowanie widzów o tym, że tak jest. Chociaż Ronan stara się jak może, to ja tej tęsknoty nie czułem. To co jest najważniejsze w filmie (nie czytałem pierwowzoru, czyli powieści Colm Tóibína), to uczucie. Jasne, że warunki sprzyjały rozkwitającej sympatii. Eilis była sama w wielkiej metropolii. Rozglądając się dookoła nie mogła znaleźć sprzyjającej jej pary oczu. Są! Łobuzerskie i pełne ciepła spojrzenie Włocha. Tony (Emory Cohen) kradnie jej serce i żeby nie iść dalej z opowiadaniem fabuły na tym poprzestanę. Dodam tylko, że druga część filmu, czyli podróż do Irlandii, całkowicie zmienia moje postrzeganie sympatycznej do tej pory Eilis.

"Brooklyn", reż. John Crowley. Recenzja filmu.
To jest melodramat. Nie ma tutaj choroby i łez z tym związanych. Pojawia się drugi mężczyzna i od tej pory widzowie z pewności będą musieli opowiedzieć się po jednej ze stron. To, co dokuczało mi w trakcie seansu, to przekonanie o tym, że tak naprawdę znam finał tej opowieści. Postawione pytania i dylematy są tak naprawdę tylko filmową sztuczką scenarzysty. Poprowadzona w sztampowy sposób akcja ma nas tylko wyprowadzić na chwilę w pole. Wystarczy się odwrócić i zobaczymy wszystko jak na otwartej dłoni. Niestety, nie było zaskoczenia. Chociaż po prawdzie, to chciałem żeby historia tak się skończyła. Brakowało też emocji. Zgaszonych spojrzeń, przyspieszonych oddechów. Chciałem sobie trochę popłakać, a tu nic 🙂

"Brooklyn", reż. John Crowley. Recenzja filmu.
Brooklyn jest zrealizowany z iście perfekcyjnymi kadrami, czasem z niezwykle symetrycznymi ujęciami. Nad to wszystko wychodzi jeszcze skromność produkcji. Nie ma tu za wielu ujęć na otwartej przestrzeni. Kilka spacerów, wyjścia na plaże, dwie przejażdżki autem. Większość scen rozgrywa się w mieszkaniach, pokojach, sklepach. Brooklyn jest więc skromny jak główna bohaterka.

"Brooklyn", reż. John Crowley. Recenzja filmu.
To zapewne będzie świetnie spędzony czas dla miłośników romansów. Jest tu wszystko co w prawdziwym Harlequinie znaleźć się powinno. Jest nad wyraz zachowawczo i ze smakiem. Całość oceniam nieźle i na przekór temu co napisałem w pierwszym akapicie, to sprostuje… Brooklyn kojarzy mi się z Oscarami, jednak nie powinien dostać nawet nominacji. Jest zbyt dużo o niebo lepszych filmów. Oryginalnych, odważnych i przede wszystkim ważnych.

6/10 - niezły

Czas trwania: 111 min
Gatunek: Melodramat
Reżyseria: John Crowley
Scenariusz: Nick Hornby, Colm Tóibín (powieść)
Obsada: Saoirse Ronan, Emory Cohen
Zdjęcia: Yves Bélanger
Muzyka: Michael Brook