Księżyc 44 (1990)

"Moon 44" (1990), reż. Roland Emmerich. Recenzja filmu

Założenie przez Rolanda Emmericha (wraz z siostrą Ute Emmerich) firmy producenckiej Centropolis Film Productions (obecnie Centropolis Entertainment) z pewnością było jego najlepszą życiową decyzją. Od tamtej pory, tj. od 1985 roku, Emmerich może produkować filmy z rozmachem, podług własnych wizji, które mają się przede wszystkim podobać jemu (czyli mają mieć pierdolnięcie bez emocji). Ok. Chciałem się wyżyć na produkcjach dzisiejszych. Nie mogę jednak zapominać, że Centropolis Film Production to nie tylko White House Down (2012), 10,000 BC (2008), 2012 (2009). Emmerich nakręcił przecież Uniwersalnego Żołnierza (1992) i Stargate (1994)! Tych dzieł filmowej rozrywki nic nie ruszy. Niestety nakręcił też Księżyc 44, a w tym szczególnym przypadku można napisać o zmarnowanym potencjale…

To film z gatunku science-fiction będący delikatną zżynką z Obcy – decydujące starcie Jamesa Camerona (wszystkie dekoracje, lokacje etc.) i Blade Runnera (stylizacja postaci i lokalizacji z pierwszych „ziemskich” minut filmowej akcji). Seans niestety rozkłada się na całej linii przede wszystkim ze względu na miałki scenariusz i kiepściutko przeprowadzony casting. Nie mam nic do odtwórcy głównej roli. Ostatnio patrzę łaskawym okiem na wczesne dokonania Michaela Paré’a, głównie ze względu na jego występ w Ulice w Ogniu (1984).

"Moon 44" (1990), reż. Roland Emmerich. Recenzja filmu

Tutaj za bardzo nie odbiega od wspomnianego wizerunku (i co gorsze, gdzieś w głębi podejrzewam, że tym wizerunkiem nie odbiega od swoich pozostałych kilkudziesięciu wizerunków…). Michael Paré gra specjalnego agenta Felixa Stone’a, który zostaje skierowany do śledztwa na księżycu 44. To daleko wysunięta placówka korporacji Galactic Mining, na której usługach jest Stone. Nazwa korporacji jest oczywiście ściśle powiązana z gałęzią biznesu przez nią obsługiwaną. Otóż księżyc 44 bogaty w kopalniane złoża ma ostatnio problemy. Dostawy są coraz mniejsze, część z nich nie dociera do celu i korporacja podejrzewając sabotaż kogoś z wewnątrz wysyła incognito Stone’a, który jako jeden z więźniów skierowanych do odpracowania wyroku ma być na usługach Galactic Mining w charakterze pilota – ochrony.

"Moon 44" (1990), reż. Roland Emmerich. Recenzja filmu
Jedyne co w tym filmie nie zawiodło to rzeczywiście wystrój wnętrz. Miałem nawet hipotezę, że Emmerich odkupił wszystko od Camerona po zdjęciach do Obcego. No, ale na samych dekoracjach sukcesu jeszcze nikt nie zbudował. Więźniowie przybyli na księżyc 44 mieli być wykorzystywani jako piloci. Więźniowie (według scenariusza) wykazywali skłonności psychopatyczne, wyglądali jak ekipa z najcięższych zakładów (chociażby znany Wam wszystkim aktor Brian Thompson) i szerzyli postrach wśród młodych „komputerowców” (szalenie irytujący Dean Devlin, który już na szczęście odpuścił aktorskie zapędy, więc nigdzie go nie zobaczycie). Jakie to głupie. Socjopaci, mordercy, gwałciciele dostają od kosmicznej korporacji najnowszą technologię, by sobie trochę polatać. Cała akcja wpisuje się w styl dzisiejszych produkcji Emmericha. Ma być głośno, wybuchowo i bez sensu.



W 1990 roku było to oczywiście głośno i wybuchowo na tyle, na ile pozwoliło 7 milionów zachodnio-niemieckich marek. Niemniej… potencjał był. Jak zresztą zwykle u Rolanda Emmericha.

4/10 - ujdzie

Czas trwania: 98 min
Gatunek: Sci-Fi
Reżyseria: Roland Emmerich
Scenariusz: Dean Heyde, Oliver Eberle, Roland Emmerich, P.J. Mitchell
Obsada: Michael Paré, Brian Thompson
Zdjęcia: Karl Walter Lindenlaub
Muzyka: Joel Goldsmith