Monsters (2010)

Recenzja filmu "Monsters" (2010), reż. Garret EdwardsProducent filmowy, oprócz tego, że wykłada kasę na film, czyli jest inwestorem, musi posiadać pewne umiejętności myślenia perspektywicznego. Przy inwestowaniu w filmy istnieją pewniaki, na przykład kolejne twory pokroju Avengers gwarantują co najmniej zwrot włożonych w projekt pieniędzy. Są jednak pewne tytuły, do których prócz talentu potrzebny jest gość z wizją.

Reżysera Garetha Edwardsa, bo o nim mowa, poznałem przy okazji Godzilli. Narzekałem wówczas sporo, ale w kilku scenach zobaczyłem rękę twórcy, który udźwignie każdy temat. Godzilla się zwróciła, a Edwards dostał do realizacji jeden z najbardziej oczekiwanych (i będący jednocześnie największą niewiadomą) tytułów 2016 roku – Rogue One.


Dzisiaj zerkniemy na jego pełnometrażowy debiut – Monsters z gatunku monster movie, który otworzył przed młodym twórcą (jeżeli chodzi o dorobek) podwoje wielkich produkcji filmowych. Gareth Edwards poszedł trochę tropem Neilla Blomkampa i jego Dystryktu 9. Również przedstawił świat koegzystujący w pewien sposób z najeźdźcami z kosmosu. O ile jednak u Blomkampa homo sapiens doprowadzili do ustalenia jakiegoś ładu i porządku (nawet jeżeli porządek opiera się na wykorzystaniu pierwiastka chaosu), to rasa ludzka u Edwardsa tylko oszukuje się i wciąż przesuwa w czasie apokalipsę, która i tak nadciągnie.


Recenzja filmu "Monsters" (2010), reż. Garret Edwards
Jednym z głównych bohaterów jest Andrew (Scoot McNairy), który jest fotoreporterem. Pewnie gdyby czasy były inne pstrykałby fotki gdzieś w okolicach kolejnego wojennego zarzewia. Jednak teraz, gdy jego zwierzchnicy w Stanach Zjednoczonych płacą tysiące dolarów za zdjęcie choćby ofiary zabitej przez potwora, Andrew ma ręce pełne roboty w Meksyku. To właśnie tutaj znalazła sobie przyczółek obca forma życia. Dzisiaj musi odłożyć swój aparat na kołek (bądź sporadycznie go używać). Jego głównym priorytetem będzie bowiem Sam (Whitney Able) – córka magnata prasowego z Meksyku i dostarczenie jej bez uszczerbku na zdrowiu do USA.

Recenzja filmu "Monsters" (2010), reż. Garret Edwards
Gareth Edwards to sprytny i inteligentny twórca. Kieruje się zasadą, że lepiej pokazać mniej, a dobrze i ze smakiem, niż pokazać więcej i odsłonić swoje słabe strony (czytaj: małe środki finansowe). To pewne, że ekipa nie „budowała” ruin i zgliszczy, a wykorzystywała naturalną okolicę Teksasu, Gwatemali, Kostaryki. Znalezione przez zespół filmowy miejscówki są genialne. Zniszczone domostwa, przewrócone samochody, pustostany. Przypomina to przejazd Richarda Boyle’a (James Woods) przez Salwador Oliver’a Stone’a. Wygląda to też tak, jakby Edwards wykorzystał kilka miejsc nawiedzonych niedawnymi kataklizmami. Niech o tym jak kreatywnym i diablo utalentowanym jest twórcą świadczy fakt, że przy wielu scenach uczestniczyło tylko 6 osób, a efekty robił sam twórca we własnej sypialni posiłkując się pakietem Adobe. Zarysy potworów, nocne ujęcia ogromnych unoszących się nad domostwami tajemniczych kształtów, to wszystko zostało stworzone na kilku „domowych” laptopach. I jak takiemu pracowitemu człowiekowi nie powierzyć 100 milionów dolarów?
Klimat, klimat, klimat, a oprócz tego kino drogi z kiełkującym, chodź trudnym do zdefiniowania uczuciem. Historia świata, który chyli się ku upadkowi, chociaż zalicza jeszcze ostatnie podrygi i z uśmiechem na ustach jest podtapiany kolejnymi falami. To nie potrwa już długo i bohaterowie w finale zdają się to wiedzieć. Zresztą to już wie tak naprawdę każdy. W ujęciu całego seansu mamy tutaj rozciągnięty finał Melancholii Larsa Von Triera. Dwójka ludzi już na „swoim terenie” próbuje ocalić chociaż kilka wspomnień więcej. Telefon do syna, którego już NIGDY nie zobaczysz, pocałunek, którego już NIGDY nie powtórzysz. Nad tym wszystkim unosząca się zagłada ludzkości…

Recenzja filmu "Monsters" (2010), reż. Garret Edwards
Najlepsze co mogą zrobić ludzie w świecie Edwardsa to trwać i odliczać dni do zgonu. Chociaż wojsko nauczyło się zwalczać potwora, to w swoim działaniu przypominają pacjenta walczącego z nowotworem złośliwym. Nieubłagany postęp choroby zabije i tak.


Nie bardzo rozumiem polskiego dystrybutora i przetłumaczony tytuł jako Projekt X. Oryginalny Monsters to nie tylko potwory w ujęciu dosłownym. Za tym słowem u Garetha Edwardsa kryje się bardzo wiele. Aktualna sytuacja geopolityczna, globalizm gospodarczy, polityka rządu USA wobec imigrantów, w końcu potwory jako ludzie – ci, którzy eksploatują matkę naturę ściągając kolejne kataklizmy (scena z „chorymi drzewami” i wspomniane miejscówki to także pośrednie działanie człowieka). Science-fiction jako tło wygląda groźnie zza rogu i coraz mniej w tym fiction… 🙁

Polecam.

Wydanie DVD filmu oferuje skoki do wybranych scen oraz wybór wersji językowej (w tym lektora).

Za DVD filmu Monsters dziękuję portalowi Rzecz Gustu
Rzecz Gustu
8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 94 min
Gatunek: Sci-Fi
Reżyseria: Gareth Edwards
Scenariusz: Gareth Edwards
Obsada: Scoot McNairy, Whitney Able
Zdjęcia: Gareth Edwards
Muzyka: Jon Hopkins