Let’s Scare Jessica to Death (1971)

Let's Scare Jessica to Death - 1971Oglądałem niedawno wywiad z Tomem Savinim, który słusznie zauważył, że mało dzisiejszych horrorów potrafi straszyć. Straszyć, a nie przestraszyć. Większość tytułów z tego gatunku pamięta się obecnie poprzez jump scenki, a siła dobrego horroru powinna tkwić w suspensie. W Let’s Scare Jessica to Death suspens jest utrzymywany przez większość czasu trwania seansu. Perełka filmowa z początku lat 70-tych straszy do dziś i w momencie, gdy twórcom udało się stworzyć taki klimat, to wszystkie potknięcia realizacyjne (wynikające z budżetu) schodzą na daleki plan.

Wyreżyserowany przez Johna D. Hancocka film zaskakuje atmosferą grozy. Trójka głównych bohaterów przyjeżdża na wieś. Zmęczeni życiem w centrum Nowego Jorku rzucają wszystko, by poświęcić się pracy na roli i życiu z tego co wyhodują, sprzedadzą etc. U podstaw całej przeprowadzki i diametralnej zmiany dotychczasowej egzystencji leży chęć podratowania zdrowia. Jessica (Zohra Lampert), żona Duncana (Barton Heyman), ma problemy natury psychicznej.

Let's Scare Jessica to Death - 1971

Jak dowiadujemy się w trakcie seansu (ze szczątkowych informacji, ponieważ nic tutaj nie jest powiedziane wprost) była „wyłączona” na sześć miesięcy. Dzięki terapii powróciła do świata żywych. Jednak gdy poznajemy trójkę bohaterów (wspomniane małżeństwo i ich przyjaciela) z Jessicą nie jest najlepiej. Co gorsza, ukrywa swój stan bojąc się posądzeń o nawroty choroby (przynajmniej takie jako widzowie odnosimy wrażenie). Jessica kogoś widzi, lecz głosy w jej głowie cały czas ją powstrzymują.

„Nie mów im … Znowu nie uwierzą…”

Po dotarciu na zakupioną farmę spotykają dziewczynę – Emily (Mariclare Costello). To były czasy, gdy niedobitki flower power krążyły jeszcze samotnie po Stanach, więc historia dziewczyny, która trafiła do pustostanu i postanowiła tam zamieszkać, jest wiarygodna. Początek lat 70-tych, to wciąż era wodnika, więc symptomy wolnej miłości i swoista komuna, która przecież miała się zawiązać w posiadłości, uprawniały bohaterów do takiego, a nie innego zachowania. Emily ostatecznie została zaproszona do zamieszkania z naszą trójką (pomimo tajemniczej aury, która się nad nią rozpościerała).

Let's Scare Jessica to Death - 1971
John D. Hancock nie zważając na mały budżet skupił się na scenariuszu i elemencie grozy opartym na studium psychozy.  Z jednej strony główna bohaterka jest przecież obarczona ciężarem niegdysiejszych przeżyć (nigdy się nie dowiemy co ją spotkało). Z drugiej strony w wydarzeniach, które rozgrywają się w miasteczku i na farmie uczestniczą przecież jej przyjaciele. Nie można więc wszystkiego zrzucać na karby jej choroby.

Let's Scare Jessica to Death - 1971

Mylący (to jednak tylko kolejna zaleta filmu) jest również tytuł. Let’s scare Jessica to Death, tłumaczone jako Przestraszmy Jessicę na śmierć zwiastuje przecież wydarzenie, które powinno być zainicjowane z premedytacją. Coś na wzór slashera April Fool’s Day (1986) w reżyserii Freda Waltona. Czekamy więc w napięciu na jakiś twist podążając ścieżką wytyczoną przez mroczne ghost story. A tu co? Historia, czy nawet legenda, o której szepczą wszyscy w miasteczku przeradza się w historię wampiryczną, by w finale zaskoczyć nas niezłym survivalem i próbą wydostania się z opętanej mieścinki. Bardzo fajne zdjęcia przy scenach otwierających (gęsta mgła nad jeziorem przy wschodzącym słońcu). Muzyka niepokojąca, industrialna, czasem z jednym wydłużonym dźwiękiem wróżącym zło, które może zaraz się pojawić. Co ciekawe, kompozytor Orville Stoeber, to tekściarz, gitarzysta i wokalista działający aktywnie po dzień dzisiejszy, jednak z branżą filmową praktycznie nie związany (raptem trzy tytuły od czasu tego recenzowanego).

Let's Scare Jessica to Death - 1971
Tak, ten film zasługiwał na większe pieniądze. Dialogi są kiepsko nagrane i w momencie, gdy aktorzy rozmawiają w dużym pomieszczeniu słychać wyraźnie, w którym miejscu był umiejscowiony mikrofon. O ile Zohra Lampert jako Jessica wypada przekonująco (a nawet jeśli jej grymasy wypadają dziwnie, to można to wytłumaczyć narastającą paranoją), to panowie zahaczają o amatorszczyznę. Tacy… dzisiaj aktorzy, jutro dźwiękowcy. Nic jednak nie jest w stanie zaburzyć seansu przy tak rozgrywającej się historii. Oglądamy z rosnącym zaciekawieniem, by w finale dygotać ze strachu razem z Jessicą. Polecam.

8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 89 min
Gatunek: Horror
Reżyseria: John D. Hancock
Scenariusz: Lee Kalcheim, John D. Hancock, Sheridan Le Fanu (na motywach opowiadania Carmilla)
Obsada: Zohra Lampert, Mariclare Costello
Zdjęcia: Robert M. Baldwin
Muzyka: Orville Stoeber